Na lotnisku na naszych wojskowych czekały rodziny, kompania honorowa, przedstawiciele MON i... grochówka. Na twarzach żołnierzy wychodzących z amerykańskiego samolotu widać było ogromne zadowolenie i ulgę. Wojnę zostawili za sobą, przed nimi kilka miesięcy urlopu. Zanim jednak mogli paść w ramiona żon i dzieci czekających na lotnisku, wszyscy żołnierze musieli przejść odprawę celną jeszcze na pokładzie samolotu. Do hangaru, gdzie mogli zostawić swoje rzeczy przechodzili pojedynczo. Po odprawie żołnierze zwartą kolumną przeszli przed trybunę honorową, gdzie powitał ich wiceminister obrony narodowej Stanisław Koziej, a ich dowódca gen. dyw. Piotr Czerwiński przekazał im podziękowania i wyrazy najwyższego uznania. - 200 dni i nocy, które spędziliśmy w Iraku, na zawsze pozostanie w naszej pamięci. Był to ogromny wysiłek, codzienna ciężka służba z narażeniem życia. Nie zabrakło nam szczęścia - wszyscy żołnierze wrócili do domu - powiedział generał. Ostatnim elementem oficjalnego powitania żołnierzy V zmiany PKW w Iraku była defilada, którą otwierała orkiestra wojskowa i kompania reprezentacyjna WP. W wielkim hangarze, gdzie złożono bagaż, wszyscy powracający z Iraku musieli jeszcze zdać broń i amunicję, po czym wreszcie mogli przywitać się z rodzinami i zjeść ciepły posiłek - kultową wojskową grochówkę. Zobacz zdjęcia powracających do Polski żołnierzy - To dla mnie wielka radość. Czekałem na powrót 7 miesięcy i jeden dzień - było ciężko - mówił dziennikarzom porucznik Jarosław Jastrzębski. - Trudno powiedzieć, czy wróciłbym do Iraku, na razie cieszę się rodziną - dodał. Jego matka powiedziała, że oglądała w telewizji wszystkie relacje z Iraku. - Bardzo tęskniłam, jestem szczęśliwa, że syn wrócił cały i zdrowy. Do ostatniej chwili próbowałam go odwieść od pomysłu wyjazdu - mówiła. - Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem po wylądowaniu, był telefon do żony. Chcę jak najszybciej dotrzeć do domu, wziąć kąpiel we własnej wannie i całą noc rozmawiać z rodziną - powiedział płk. Robert Salamon, który w Iraku dowodził służbą zdrowia wielonarodowej dywizji. - Trudno powiedzieć, czy jest tam ciężko. Na pewno nie jest to kraj bezpieczny. Jeśli chodzi o moją pracę, to nie różniła się od tej w kraju. Przyjmuję pacjentów bez względu na to, czy są nimi Polacy czy Irakijczycy - dodał. Przede wszystkim zaufanie - mówili, zastrzegając anonimowość, reporterowi INTERIA.PL żołnierze V zmiany pytani o rady dla swoich kolegów z VI zmiany, którzy przejęli niedawno ich obowiązki - bez zaufania wszystko bierze w łeb. W codziennej służbie najtrudniejsze jest to, że trzeba na wszystko uważać. Nawet małe dzieci przenoszą granaty... Na wszystko trzeba uważać. Jeden od drugiego jest zależny. Leci od góry do dołu i od dołu do góry, jeśli sypie się coś w jednym miejscu, to sypie się całość - mówili. Pytani czy zdecydowaliby się na powrót do Iraku, gdyby nasza obecność w tym kraju się przedłużyła, odparli - Kto wie? Afganistan nam chodzi po głowie. Na razie 7-8 miesięcy urlopu, a potem zobaczymy... Obecnie w Iraku służy VI zmiana PKW, dowodzona przez gen. dyw. Edwarda Gruszkę, w skład której wchodzi ok. 900 żołnierzy. Ich misja ma głównie charakter szkoleniowo-doradczy. Działalność operacyjna, dotycząca utrzymania bezpieczeństwa, jest ograniczona do ochrony sił własnych oraz utrzymywania gotowości do reagowania w sytuacjach kryzysowych. Koszt misji irackiej w 2006 roku to ponad 130 mln zł.