Piotr P. ze swoim psem "Burbonem" mieszkał na osiedlu przy ul. Karolkowej na warszawskiej Woli. Od jakiegoś czasu mieszaniec pitbula z amstafem terroryzował osiedle. Mieszkańcy panicznie się go bali, ponieważ pies bardzo często biegał po osiedlu bez smyczy czy kagańca, najczęściej sam, bo właściciel go wypuszczał. Zdarzało się, że "Burbon" atakował inne psy i mieszkańców. Mieszkańcy skarżyli się, że pies jest nieobliczalny Właściciel psa Piotr P. w ogóle się tym nie przejmował, choć wiele osób mówiło mu, że jego pies jest nieobliczalny i niebezpieczny. Z tego powodu "Burbon" był kilka razy zabierany przez Ekopatrol Straży Miejskiej do schroniska dla zwierząt na Paluchu. Był tam osiem razy. Gdy pies wracał na osiedle, znowu terroryzował ludzi. Bali się go do tego stopnia, że poinformowali o agresywnym psie m.in. Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. Napisali też pismo do Komendanta Komendy Rejonowej Policji IV w Warszawie z prośbą o interwencję. Podpisała się pod tym większość mieszkańców. Pies zaatakował kobietę na spacerze. Trafiła do szpitala 12 marca br. Izabela M. wyszła rano ze swoim psem na spacer. Nagle zaatakował ją "Burbon". Przewrócił i ugryzł kobietę w czoło. Przerażona zaczęła wołać o pomoc. Usłyszała ją koleżanka mieszkająca w pobliskim bloku. Kobiety wezwały policję i karetkę pogotowia. Pokrzywdzona została zabrana do szpitala, gdzie założono jej siedem szwów. Postrach osiedla trafił kolejny raz do schroniska. Sprawą zajęła Prokuratura Rejonowa Warszawa Wola, która pod koniec sierpnia skierowała akt oskarżenia przeciwko Piotrowi P. do wolskiego sądu rejonowego. - Mężczyzna został oskarżony o to, że naraził na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu pokrzywdzoną w ten sposób, że nie zachował ostrożności przy trzymaniu psa, czego następstwem było zaatakowanie i pogryzienie pokrzywdzonej - poinformowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie Aleksandra Skrzyniarz. Właściciel "Burbona" został również oskarżony o to, że od co najmniej 2016 roku do 5 kwietnia 2022 roku znęcał się nad swoim psem. - M.in. w ten sposób, że utrzymywał go w stanie rażącego zaniedbania poprzez niezapewnienie mu właściwej opieki, w tym opieki weterynaryjnej, poprzez niepoddaniu go właściwemu leczeniu po złamaniu kości przedramienia prawej kończyny piersiowej, które to zaniechania w leczeniu naraziły psa na ból i cierpienie, a ponadto wypuszczanie i pozostawianie psa w przestrzeni publicznej bez nadzoru - tłumaczyła prokurator. Za zarzucane mu czyny może grozić nawet do pięciu lat więzienia. Policja: Opiekun psa musi mieć nad nim kontrolę Podkomisarz Małgorzata Wersocka z Komendy Stołecznej Policji przypomniała, że kwestię wyprowadzania psów jasno określają przepisy. - Zgodnie z ustawą o utrzymaniu czystości i porządku w gminach wychodząc na spacer z psem, jego opiekun powinien mieć nad nim kontrolę, a co za tym idzie, pies musi mieć założony kaganiec lub smycz. Minimum jedno z podanych. Chyba, że prawo wewnętrzne uchwała gminy nakłada na opiekuna psa dodatkowe zabezpieczenie, czyli obowiązek założenia smyczy i kagańca - tłumaczyła policjantka. Wskazała przy tym, że nie przestrzegając tych przepisów właściciel psa zgodnie z artykułem 77 i 78 kodeksu wykroczeń może zostać ukarany grzywną do 1000 złotych, a nawet ograniczeniem wolności lub karą nagany. - Podobnych kar należy się spodziewać, jeżeli drażnimy zwierzę będące np. za siatką, co wywołuje u psa agresję - dodała policjantka.