Firma IQS and Quant Group zbadała międzysąsiedzkie stosunki warszawiaków. Okazało się, że co piąty z nas zna sąsiadów tylko z widzenia. Aż 40 proc. mieszkańców stolicy uważa, że sąsiadom nie trzeba nawet mówić "dzień dobry". Im jesteśmy lepiej wykształceni i więcej zarabiamy, tym mniej obchodzą nas inni lokatorzy. Dotyczy to głównie zamkniętych osiedli. Negatywny fenomen - Pod względem liczby zamkniętych osiedli możemy się równać tylko z miastami Ameryki Południowej - mówi Grzegorz Buczek, architekt i urbanista z PW. - Ale tam ludność musi się bronić przed grasującymi po mieście gangami z faveli. Nigdzie w Europie nie ma tak wielu zamkniętych osiedli, co w Warszawie! W Berlinie jest tylko jeden taki kompleks, "Arkadien". Na Zachodzie od lat odchodzi się od dzielenia miast płotami, uważając to za działania aspołeczne. W Warszawie wręcz przeciwnie... Dzisiaj zamkniętych osiedli jest ponad 400. Jeszcze pięć lat temu było ich dwa razy mniej. Mafia za płotem Mieszkańcy stolicy chętnie się do nich przeprowadzają głównie ze względu na poczucie bezpieczeństwa. To bardzo złudne. Specjaliści są zgodni, że zamknięte osiedla charakteryzują się tym, że jeśli dochodzi tam do przestępstw, to częściej są one większego kalibru. - Grasujący na nich przestępcy są bardziej zdesperowani i zmotywowani. Wysoki płot i ochroniarz tworzą aurę luksusu. Złodziej spodziewa się wartościowych łupów, więc jest w stanie posunąć się dalej. Znane są także przypadki współpracy ochroniarzy domów z gangami włamywaczy - można było usłyszeć na ubiegłotygodniowej konferencji "Miasto bezpieczne to miasto sprawiedliwe". Od tej zasady są wyjątki - Z moich obserwacji nie wynika, żeby zamknięte osiedla negatywnie wyróżniały się na tle tych ogólnodostępnych. Nie są też jednak bardziej bezpieczne - mówi Krzysztof Nowak z komisariatu policji na Woli, gdzie w ostatnich latach powstało wiele chronionych kompleksów mieszkalnych. Wjazd na hasło Żeby osiedle można było uznać za zamknięte, musi być otoczone płotem, a terenu wewnątrz musi strzec ochrona. Niektórzy stołeczni deweloperzy budują też kolejne zabezpieczenia. Tak jest m.in. na osiedlu Marina Mokotów. Jeden mur oddziela tam od reszty miasta cały kompleks. Dodatkowy płot ma też każdy budynek. - To jednak nie wszystko. Coraz częściej mieszkańcy każą ochroniarzom prosić gości z zewnątrz o pokazywanie dowodów tożsamości. Gdzie indziej wprowadza się nawet hasła, które mają utrudnić dostęp osobom nieproszonym! - mówi Grzegorz Buczek. Takie działania zostały dobrze określone w książce "Gettoizacja polskiej przestrzeni miejskiej" Bohdana Jałowieckiego i Wojciecha Łukowskiego. Autorzy twierdzą, że ogrodzone murem kompleksy mieszkalne są "metaforą więzienia". Ich mieszkańcy za cenę poczucia bezpieczeństwa rezygnują z wolności. Maciej Cnota maciej.cnota@echomiasta.pl