Kaczyński chce ratować budżet stolicy m.in. przez ograniczenie inwestycji, zrezygnować z budowy niektórych domów komunalnych, ograniczyć wydatki administracyjne, zwolnić 15 proc. urzędników i zmniejszyć zakupy np. materiałów biurowych. Nie będzie też nowych samochodów ani nowych gmachów, które według planów miały powstać. Miasto będzie też wyprzedawało nieruchomości. Lech Kaczyński jednocześnie zapewnił warszawiaków, że lokalne podatki nie będą wyższe i nie wzrosną ceny biletów. - Będziemy starali się oszczędzić tak, żeby z punktu widzenia mieszkańców Warszawy, z punktu widzenia modernizacji miasta, nie było to w ogóle dotkliwe albo dotkliwe w bardzo małym stopniu - mówił prezydent stolicy. Kaczyński winą za doprowadzenia miasta do zapaści finansowej obarczył poprzednie władze Warszawy oraz zlikwidowane już gminy, które tuż przed wyborami samorządowymi zadłużyły się na gigantyczne kwoty: rozpoczęły budowę ratuszy, sal sportowych czy nowych dróg. Niektóre z tych inwestycji będą teraz wstrzymane. Piskorski, Kozak zaprzeczają Byli prezydenci Warszawy - Paweł Piskorski i Robert Kozak uważają, że zostawili miasto ze świetnym finansowaniem. Poziom kredytów zaciągniętych podczas naszego urzędowania nie zagraża miastu - mówili. Podczas dzisiejszej konferencji prasowej dwaj byli prezydenci miasta z Platformy Obywatelskiej informowali, że poziom kredytu nie przekroczył 30 proc. dochodów miasta, podczas gdy dopuszczalne ustawą jest 60 proc. Piskorski przypomniał, że projekt budżetu przygotowany przez Kozaka był prostym zlepkiem budżetów poszczególnych gmin-dzielnic. - Nie było czasu na zmiany tych planów, zresztą to zadanie dla nowego prezydenta - mówił. Kozak przypomniał, że Rada Warszawy, której jest przewodniczącym, zaplanowała debatę budżetową na 13 marca. - Do tej pory prezydent Warszawy ma czas, by przygotować swoją wersję budżetu i przekonać do niej radnych. Jeśli nie będzie chciał zaciągać kredytów, to ich nie zaciągnie - tłumaczył. Byli prezydenci ostro odnieśli się do publikacji "Gazety Wyborczej" o zadłużeniu miasta. - To bzdury. Raport NIK, na jaki powołuje się gazeta był dla nas przychylny, nawet nie sformułowano wniosków pokontrolnych - przypomniał Piskorski. Dzisija "Gazeta Wyborcza" napisała, że miasto ma gigantyczny dług. "Warszawa przez lata miała 13 niezależnych budżetów - miejski, powiatowy i 11 gminnych. Po scaleniu jej w jedną gminę brutalna prawda wyszła na jaw. Miasto wielkie i scalone ma także gigantyczny dług. (...) Zadłużenie Warszawy może przekroczyć dopuszczalne przez prawo 60 proc. rocznego budżetu. A to oznacza zarząd komisaryczny" - napisano w dzienniku.