Proces ruszył w poniedziałek przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Obrońca oskarżonej wnioskował o wyłączenie jawności rozprawy, argumentując to możliwością linczu i "samosądów publicznych" wobec oskarżonej i jej rodziny mieszkającej w Brwinowie. Mecenas podkreślał, że Izabela J. "przeżywa traumę", "jest płaczliwa" i "nie może sobie poradzić w sytuacji, w której się znalazła". Temu wnioskowi sprzeciwił się jednak prokurator Piotr Romaniuk z Prokuratury Rejonowej w Pruszkowie, dlatego rozprawa toczyła się jawnie. Izabela J. powiedziała, że urodziła się w 1990 r. w Pruszkowie, ma podstawowe wykształcenie, a przed zatrzymaniem pracowała "na czarno", sprzątając klatki schodowe. Kobieta zawahała się, gdy sędzia Anna Ptaszek zapytała, ile ma dzieci. W końcu odpowiedziała, że troje. "Dwójka jest w ośrodku w Rzeszowie, synowie mają dziewięć lat i trzy lata (...), a jedno po urodzeniu oddałam do adopcji. Powiedziałam pielęgniarce o swojej trudnej sytuacji w domu z mężem (...). Syn będzie miał teraz około roku lub dwóch" - stwierdziła. Kobieta podała, że aktualnie jest w trakcie rozwodu z mężem. Twierdziła, że nadużywał alkoholu i znęcał się nad nią psychicznie oraz fizycznie. Rodzina nie miała jednak założonej niebieskiej karty. Oskarżona o uduszenie córki i porzucenie zwłok na śmietniku Prokurator Piotr Romaniuk odczytał akt oskarżenia, w którym zarzucał J., że 19 stycznia 2018 r. w Brwinowie, "działając w zamiarze bezpośrednim pozbawienia życia" niedługo po urodzeniu córki, udusiła ją przez "wetknięcie do ust bawełnianej chustki". Następnego dnia zwłoki dziecka wyniosła pod kosz na odzież używaną w centrum miasta, czym znieważyła zwłoki. "Nie przyznaję się do popełnienia zarzucanych mi czynów" - powiedziała oskarżona i odmówiła składania wyjaśnień przed sądem. Sędzia Ptaszek odczytała podsądnej protokoły z przesłuchań ze śledztwa. "W wakacje 2017 zaszłam w ciążę (...), mąż nic nie wiedział, ja jemu nic nie powiedziałam, ani mojej matce, ani siostrze (...). Bałam się, ze mąż zdenerwuje się, że znów jestem w ciąży i będzie mnie bił" - brzmiał protokół ze stycznia. "Około 10.00 rano zaczął się poród, nikogo nie było, byłam sama. Rodziłam na podłodze, w przysiadzie. Poród przebiegał szybko (...). Pępowinę przycięłam nożem, dziecko samo wypadło na podłogę, pojękiwało, ledwo oddychało. (...) Zawinęłam w ręcznik, potem przestało oddychać. (...) Nie miałam siły, żeby pobiec po pomoc" - wyjaśniała w prokuraturze. Kobieta powiedziała, że do worka na śmieci włożyła ubrania "poprzednich dzieci", a na wierzch ułożyła zwłoki. Worek stał w mieszkaniu przez dobę. "Powiedziałam mężowi, że worek to ubrania do PCK (...), porzuciłam worek z dzieckiem pod kontenerem" - mówiła tuż po zatrzymaniu. Izabela J. zapewniała, że mąż jej nie pomagał. A gdy zobaczył krew w mieszkaniu, wytłumaczyła mu, że "to z menstruacji". Różne wersje wydarzeń W sądzie oskarżona wycofała wersję o wynoszeniu zwłok. Twierdziła, że worek wyniosła jej matka, nie wiedząc, że dziecko jest w środku. W poniedziałek dodatkowo wyjaśniała, że czwarta ciąża i poród były dla niej najtrudniejsze ze wszystkich. Według jej relacji, dziecko z trudem przyszło na świat, musiała je wyszarpywać za głowę. Dodała także, że córkę - zanim zmarła - próbowała reanimować metodą usta-usta, a także masując klatkę piersiową. Oskarżona zapamiętała, że dziewczynka żyła około 5-7 minut. Nieco odmienną wersję wydarzeń kilkadziesiąt godzin po przesłuchaniu w prokuraturze Izabela J. przedstawiła w styczniu podczas posiedzenia aresztowego. Wtedy przyznała się do zabójstwa. "Ja to zrobiłam nieświadomie, mam trudną sytuację w domu" - powiedziała wtedy. Biegła: Dziewczynka zmarła na skutek gwałtownego uduszenia W poniedziałek przed sądem opinię uzupełniającą złożyła biegła z zakresu medycyny sądowej dr Aleksandra Borowska-Solonynko. Kobieta 23 stycznia tego roku przeprowadzała sekcję zwłok dziewczynki. "Noworodek urodził się żywy, z ciąży donoszonej, był dojrzały i zdolny do samodzielnego życia poza łonem matki" - stwierdziła ekspertka. Dodała, że "stopień upowietrzenia przewodu pokarmowego" daje podstawy, by stwierdzić, że noworodek przeżył po porodzie około sześć godzin. Wykonano w tym celu "próbę wodną płuc" i "próbę wodną żołądkowo-jelitową", by ustalić, czy dziecko po urodzeniu oddychało i łykało powietrze. "Dziecko nie miało wad wrodzonych ani obrażeń, które mogłyby tłumaczyć przyczyny zgonu" - podała biegła. Według niej, dziewczynka zmarła na skutek gwałtownego uduszenia. W tym przypadku za najbardziej prawdopodobne uznała "zagardlenie", czyli uciskanie szyi noworodka lub ograniczenie dostępu do tlenu przez zatkanie ust bądź np. umieszczenie w worku na śmieci. W poniedziałek przesłuchiwani byli także biegli psychiatrzy i psycholog, którzy wspólnie wydali opinię w tej sprawie. Jawność tej części rozprawy była wyłączona. Wiadomo jednak, że zespół ekspertów nie stwierdził u oskarżonej choroby psychicznej ani zaburzeń mogących mieć wpływ na jej zachowanie lub poczytalność. Biegli wykluczyli, aby do zabójstwa dziecka doszło w wyniku "szczególnej sytuacji związanej z przebiegiem porodu". Dwie kolejne rozprawy zaplanowano w styczniu przyszłego roku. Sąd chce przesłuchać m.in. najbliższą rodzinę oskarżonej. Zbrodnia, o którą oskarżona jest J., wyszła na jaw po tym, jak 21 stycznia do Komendy Powiatowej Policji w Pruszkowie zgłosiła się siostra oskarżonej i powiedziała, że mieszkająca na tej samej posesji Izabela J. mogła poronić i potrzebuje pomocy. Kobieta pytała wcześniej siostrę o ciążę, ale 28-latka zapewniała, że "przytyła przez zimę". Policjanci tego samego dnia pojechali do mieszkania oskarżonej. W lokalu były ślady krwi. Kobieta została zatrzymana. Policja odnalazła ciało dziewczynki obok kontenera na odzież używaną w centrum Brwinowa. Zwłoki były zawinięte w foliowy worek. Izabeli J. grozi dożywocie. Hanna Złotorowicz