Proces odwoławczy w sprawie Daniela P. ruszył latem ubiegłego roku. Oskarżony i jego obrońca zarzucali sądowi pierwszej instancji "wybiórczą analizę materiału dowodowego" oraz "błędne ustalenia stanu faktycznego". Obrona uznała, że Sąd Okręgowy Warszawa-Praga skazał P. na dożywocie wyłącznie na podstawie jednego przesłuchania, w którym oskarżony przyznał się do winy, a które później odwołał. Podczas kolejnych wyjaśnień twierdził, że do przyznania się został zmuszony siłą i groźbami przez funkcjonariuszy policji. Daniel P. podważał dowody, jakimi były logowania jego telefonu w tych samych miejscach, gdzie zginęły kobiety. Przekonywał, że jego DNA znalazło się na ciele jednej z ofiar, bo odbył z nią stosunek, zanim ktoś inny pozbawił ją życia. Sędzia Jerzy Leder z Sądu Apelacyjnego w Warszawie wyrok ogłosił we wtorek po południu. Wcześniej, na wniosek oskarżonego, została dodatkowo przesłuchana biegła z zakresu DNA. Sąd niemal w całości utrzymał w mocy wyrok sądu pierwszej instancji, skazując Daniela P. na karę łączną dożywotniego pozbawienia wolności. Jedyną zmianą było uznanie kradzieży rzeczy jednej z ofiar za wykroczenie, które zgodnie z przepisami przedawniło się. "Sąd okręgowy w tej sprawie poczynił prawidłowe ustalenia faktyczne, które mają pełne odzwierciedlenie w materiale dowodowym. Nie jest prawdą, że jedynym dowodem jakim sąd dysponuje, jest przyznanie się oskarżonego" - powiedział sędzia referent Zbigniew Karpiński. Sędzia Karpiński podważył także wersję oskarżonego, że przed pierwszym przesłuchaniem został pobity przez funkcjonariuszy i zmuszony do wyjaśnień. "Zostały one nagrane, sąd miał możliwość odtworzenia z płyty wypowiedzi oskarżonego. Odpada argument, że pod wpływem używania siły i straszenia oskarżonego, że zostanie mu zabrane dziecko przyznał się do obu czynów" - argumentował sędzia w ustnym uzasadnieniu wyroku. Przypomniał, że oskarżony podawał szczegóły, których nie mogli znać policjanci. "Mówił, gdzie wyrzucił torebkę ofiary, telefon, gdzie znalazł kamień, którym uderzył w głowę, jak ciągnął ciało. To było przedstawiane w sposób naturalny, ze szczegółami" - powiedział sędzia Karpiński. "Za dużo wymagał za te pieniądze" Daniel P. wziął udział także w wizjach lokalnych i na miejscu obu zdarzeń pokazał na manekinach, jak postępował z ofiarami. Podczas nagrania z wizji Daniel P. tłumaczył, że wpadł w szał, bo ofiary poganiały go i mówiły, że "za dużo wymaga za te pieniądze". "Udusił zarówno jedną i drugą ofiarę, później przeciągnął je w krzaki" - opisał sędzia Karpiński. Zdaniem Sądu Apelacyjnego, w tej sprawie nie było żadnych okoliczności łagodzących, a jedyną adekwatną karą jest kara łączna dożywotniego pozbawienia wolności. "Mimo że mamy do czynienia z młodym człowiekiem, to popełnił czyny w sposób drastyczny, bez żadnego powodu pozbawiając życia te kobiety" - powiedział sędzia Karpiński. "Trzeba zabezpieczyć społeczeństwo" Sędzia podkreślił, że osobę tak zdemoralizowaną jak P. "trzeba trzymać w zakładzie karnym do końca życia, by zabezpieczyć społeczeństwo". "Żeby nie było tak, że on po jakimś krótkim okresie zostanie warunkowo zwolniony i popełni jakieś kolejne przestępstwo. (...) To jest odpowiedzialność sądu za tego rodzaju rozstrzygnięcie i taką odpowiedzialność sąd w przedmiotowej sprawie na siebie wziął" - zakończył przemowę sędzia Karpiński. Wtorkowy wyrok jest prawomocny. Daniel P. został skazany na dożywocie przez Sąd Okręgowy Warszawa-Praga, 16 października 2017 roku. Prostytutki, którym miał odebrać życie, pracowały przy drodze nr 631 z Warszawy do Nieporętu. Nadieżda V. zaginęła w maju 2015 roku. Jej rozkładające się ciało znaleziono miesiąc później. W sierpniu, w tej samej okolicy, policjanci odkryli ciało Liliany R. Wytypowany przez śledczych sprawca został zatrzymany w grudniu tego samego roku. Daniel P. był wówczas świeżo upieczonym mężem i ojcem. Na co dzień pracował jako dostawca mebli. Podczas pierwszych przesłuchań P. tłumaczył, że korzystał z usług prostytutek od kilku lat.