Ciężka praca, jaką wykonują "mrówki", jest nie do przecenienia. Odwiedzają mieszkańców i zbierają odpady do swoich słynnych żółtych toreb - mówią mieszkańcy Ursynowa, Stegn i Służewca, czyli terenów, na których działa Ekon. O tym, jak bardzo stolica potrzebuje takich inicjatyw, mogą poświadczyć także statystyki. - Każdy z nas wytwarza średnio 429,5 kg śmieci rocznie, a średnia ogólnopolska nie przekracza 315 kg na osobę - mówi Michał Babicz z Biura Ochrony Środowiska stołecznego ratusza i dodaje, że z prognoz BOŚ wynika, że przez najbliższe kilka lat ilość produkowanych przez nas odpadów będzie rosła. Przeciętnie o dwa tysiące ton rocznie! - Aż 80 proc. odpadów trafia w jednym worku na wysypisko, gdzie rozkładać się będzie przez setki lat. Mało że segregacja w stolicy prawie nie istnieje, to jeszcze nikt nie pomaga ludziom, którzy chcą to robić - dodaje Melania Żalińska z proekologicznego Stowarzyszenia Zielone Mazowsza. Podobnie uważa Magdalena Mosiewicz, współprzewodnicząca Partii Zielonych, która wraz z innymi organizacjami stara się pomagać niepełnosprawnym. - Władze miasta w ogóle nie mają pomysłu na to, jak wspierać organizacje społeczne, które często wyręczają urzędników z ciężkiej pracy - mówi Mosiewicz. Złamana obietnica Żywym przykładem jest właśnie Ekon, którego pożytecznej roli miasto najwyraźniej nie widzi. - Bez tego terenu nie będziemy mogli pracować. Nie chodzi już o śmieci, choć to ważna sprawa, ale o niepełnosprawnych pracowników, którzy poczują się odtrąceni - żali się Elżbieta Gołębiewska, szefowa Ekonu. Miasto argumentuje jednak, że działka Ekonu jest zbyt atrakcyjna, żeby mogła zostać wydzierżawiona na 25 lat. - Proponujemy trzyletnią umowę pomostową. W tym czasie na działkę przeniesie się także MPO, wtedy Ekon będzie mógł podpisać drugą umowę i zostać tam na dłużej - mówi Ewa Malinowska-Grupińska, przewodnicząca Rady Miasta. Ekonowi taka umowa się nie opłaca. - Nikt nie da kredytu na oczyszczenie działki oraz wybudowanie sortowni pod trzyletnią umowę - tłumaczy Gołębiewska. - Zresztą działka była nam obiecana, więc nie rozumiem, czemu mielibyśmy z niej rezygnować? To obojętność? Niestety, problem "znieczulicy" miasta jest szerszy. Jej ofiarami pada wiele organizacji społecznych, które chcą działać, ale nie znajdują wsparcia władz. Za przykład niech posłuży noclegownia na Ursynowie, prowadzona przez kamilianina, ojca Bogusława Palecznego. - Nasza noclegownia wymaga remontu dachu, który przecieka. Złożyliśmy do miasta wniosek o 70 tys. zł, aby go naprawić, ale otrzymaliśmy jedynie 10 tys. Nikt z urzędników nie przejął się najwyraźniej losem bezdomnych - opowiada Paleczny. Miasto w tym przypadku również się broni. - Na pomoc dla wszystkich noclegowni mieliśmy 500 tys. zł. Dzieląc te pieniądze, musieliśmy najwięcej dać najsłabszym. Dom prowadzony przez księdza Palecznego jest w świetnym stanie i dlatego dostał tylko tyle - mówi wiceprezydent Warszawy Włodzimierz Paszyński. Stefan Wroński stefan.wronski@echomiasta.pl