Zdecydowali się na ten krok, gdyż nie zgadzają się z decyzją Ministerstwa Edukacji Narodowej, zmieniającą statut uczelni. Nowy statut pozwolił fundacji założycielskiej na odwołanie dotychczasowych władz i powołanie ich następców. Stary rektor uważa, że to pogwałcenie autonomii szkoły - a rektor nowy, że to próba ratowania placówki. Szkoła już dawno okryła się niesławą. Raport Najwyższej Izby Kontroli sprzed kilku miesięcy zarzucił instytucji bardzo niski poziom oraz brak licencji na działalność oddziałów. Do zabarykadowanych pracowników nie można dotrzeć - budynek dzieli krata, która uczyniła z uczelni "dwa królestwa": parter należy do nowego rektora, a I piętro do rektora starego. Ten ostatni nie chce opuścić budynku, bowiem zdaje sobie sprawę, że już do niego powtórnie nie wejdzie, bowiem krata jest obstawiona przez ochroniarzy nowego rektora. Na zabarykadowane I piętro jedzenie dostarczane jest w koszach wyciąganych na linach. Najgorsze jest to, że nikt w tej sytuacji nie przejmuje się studentami. A jest to jedna z największych prywatnych uczelni w Polsce. Studiuje w niej około 9 tysięcy młodych adeptów sztuki dziennikarskiej. Szkoła ma licencję do 15 listopada. Może więc się okazać, że za dwa tygodnie uczelnia w ogóle przestanie istnieć.