Pierwsze znicze i kwiaty pojawiły się pod Pałacem Prezydenckim niedługo po pojawieniu się pierwszych informacji na temat katastrofy. Tragiczna informacja - najpierw traktowana z niedowierzaniem, po chwili coraz bardziej pewna - w ciągu paru minut przeciążyła linie telefoniczne. Kancelaria Prezydencka dość długo nie decydowała się na opuszczenie flag do połowy masztu, czekając zapewne na oficjalne potwierdzenie informacji o śmierci głowy państwa. Jakiś czas po ich obniżeniu do zgromadzonych wyszli pracownicy Kancelarii Prezydenta. Wraz ze zgromadzonymi modlili się w intencji zabitych w katastrofie. Bardzo szybko w kilku punktach pod Pałacem Prezydenckim pojawili się sprzedawcy kwiatów. Ustawiają się do nich kolejki. W stronę Pałacu Prezydenckiego nadal kieruje się mnóstwo ludzi: niektórzy niosą znicze, inni - kwiaty. Policja zamknęła odcinek Krakowskiego Przedmieścia w okolicy siedziby prezydenta. - Wszystkie słowa, jak "niewiarygodne, niemożliwe" zostały już chyba wyczerpane - mówi Marcin, student, którego uczelnia odwołała dzisiaj zajęcia "z powodu tragedii narodowej" - jak napisano w rozesłanym do studentów e-mailu. - To wszystko przypomina jakąś tragiczną groteskę, scenariusz mocno przesadzonego filmu. W kawiarniach przy Krakowskim Przedmieściu i Nowym Świecie też tłumy. Wiele osób siedzi przy laptopach. Na ekranach - czarno-białe dziś witryny portali informacyjnych. W metrze i tramwajach - wyjątkowa cisza. Wiele ludzi ma słuchawki na uszach, słuchają bieżących informacji w radiu, sprawdzają informacje w internecie. Na ulicach w zasadzie mówi się wyłącznie o podsmoleńskiej tragedii. Przeważają stonowane komentarze. Pod Pałacem Prezydenckich pojawiły się księgi kondolencyjne, do których wpisują się warszawiacy.