Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia wydał wyrok w tej sprawie w kwietniu br. Tomczak, syn znanego warszawskiego adwokata, został skazany za "sprowadzenie pożaru zagrażającego mieniu w wielkich rozmiarach" - podpaleń aut w styczniu 2012 r. w Ursusie oraz potem w centrum Warszawy, m.in. na ul. Oleandrów - oraz drzwi do Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie w 2011 r. Tylko do tego ostatniego czynu podsądny się przyznał. Sąd rejonowy - oprócz kary więzienia - orzekł też, że Tomczak ma zapłacić ok. 206 tys. zł nawiązki na rzecz pokrzywdzonych oraz 46 tys. zł kosztów sądowych. Sąd apelacyjny nie utrzymał jednak w czwartek w mocy części wyroku dotyczącej nawiązki. Sąd wyłączył ponadto jawność ustnego uzasadnienia wyroku w zakresie dotyczącym stanu zdrowia oskarżonego. Apelację od wyroku pierwszej instancji złożyła obrona, domagając się uniewinnienia. - Zrobienie z niego (oskarżonego - przyp. red.) potwora, który podpalał dla zabawy samochody, bo jest pod ochroną możnych rodziców, jest kompletnym nieporozumieniem - mówił wcześniej w sądzie obrońca mec. Michał Tomczak (zgodził się na podawanie nazwiska syna). Mówił, że czyny, które mu zarzucono, to "wynik głębokiego zaburzenia i zagubienia", a nie premedytacji. - Sądy nie wyleczą Jacka, bo to zadanie najbliższych i systemu, ale pozwolą postawić diagnozę - dodał. Prokuratura chciała utrzymania wyroku. Począwszy od 2011 r., Tomczak był kilkakrotnie zatrzymywany, a następnie oskarżony o serie podpaleń aut w różnych częściach Warszawy. Trafiał też do aresztu. W kwietniu 2011 r. miał podpalić w sumie dziewięć aut. Głośno o nim zrobiło się w 2012 r., gdy został zatrzymany w związku z podpaleniem samochodów w Śródmieściu, m.in. w okolicach pl. Zbawiciela, na ul. Oleandrów i Nowowiejskiej. W grudniu 2013 r. podpalił auto na Gocławiu. Według policji ma na koncie podpalenia kilkudziesięciu samochodów w całej Warszawie. W pierwszej instancji wciąż trwa inny proces mężczyzny za podpalenia aut.