Z rankingu Europejskiej Agencji Środowiska wynika, że blisko połowa mieszkańców Warszawy jest narażona na hałas przekraczający 55 decybeli. Główne źródła prześladującego nas hałasu to ruch kolejowy, lotniczy i przede wszystkim - drogowy. Nie bardzo jest przed nim jak uciec, a najgorzej jest w centrum. - W godzinach szczytu przejście ul. Marszałkowską bardziej przypomina sport ekstremalny - wyjaśnia Jędrzej, pracujący w centrum. - Nie jest możliwa w zasadzie żadna rozmowa, no chyba, że krzycząc- dodaje z przekąsem. Nic dziwnego. W godzinach szczytu hałas sięga nawet 70 decybeli! Niestety, niewiele można zrobić, aby to zmienić. - Przede wszystkim należałoby zmniejszyć ruch w centrum, choć jako dla kierowcy, jest to dla mnie bolesne - mówi Radosław Kucharski. W Warszawie był już pomysł, by wzorem Londynu wprowadzić opłaty za poruszanie się samochodami po centrum. Na razie nic jednak nie wskazuje, by miał zostać wprowadzony w życie, ma bowiem zbyt wielu przeciwników. A szkoda, bo płatny wjazd do centrum spowodował, że stolica Wielkiej Brytanii znalazła się wśród najcichszych miast europejskich. Zmniejszyć ilość hałasu mogłaby też obwodnica, wciąż jednak nie wiadomo kiedy możemy na nią liczyć. - Dobre dla naszego słuchu byłoby też wprowadzenie cichych autobusów i tramwajów- mówi Kucharski. - To świetne rozwiązanie, ale niestety też drogie - dodaje. Póki co, na takie udogodnienia nie ma co liczyć. Dlatego sami musimy starać się nie narażać naszych uszu na nadmierny hałas, bo stałe przebywanie wśród dźwięków o natężeniu ponad 60 decybeli jest niebezpieczne dla zdrowia. Powoduje większą nerwowość, zaburzenia snu, a nawet zaburzenia układu sercowo- naczyniowego. Co możemy zrobić? Wystarczy przesiąść się z samochodu do metra, które choć też głośne, nie wpływa na nas tak niekorzystnie, jak hałas uliczny. Czytaj także: Alarmujące wyniki badań słuchu gimnazjalistów