Na wtorkowej konferencji prasowej w Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji zaprezentowano blisko 200-stronicowy dokument nt. przyczyn awarii układu przesyłowego pod Wisłą, do której doszło 28 sierpnia 2019 r. Eksperci z Politechniki Warszawskiej pracowali nad nim łącznie przez dziewięć miesięcy. Chodzi o awarię dwóch kolektorów odprowadzających ścieki z lewobrzeżnej Warszawy do leżącej na prawym brzegu oczyszczalni "Czajka" i w jej efekcie nieczystości były w całości zrzucane do Wisły. Według ekspertyzy "nie ma oczywistego winnego i jednej przyczyny awarii". Czego brakuje radnemu Figurze Zdaniem Figury wnioski ekspertyzy są mało wnikliwe. "Brakuje choćby odniesienia się do kwestii samego projektu tego kolektora pod Wisłą. Projekt, gdzie dwie nitki kolektora były w jednej rurze, sam w sobie generował zagrożenie dla przepływu, a jedna awaria spowodowała awarię drugiej nitki" - ocenił. Figura zaznaczył, że ma nadzieję, iż doczekamy się pogłębionych wniosków Najwyższej Izby Kontroli w tej kwestii, bo "taka ekspertyza niewiele daje". "Nic się nie stało" "Awaria Czajki - czyli nic się nie stało. Tuż po kampanii prezydenckiej ruszyła operacja zamiatania tematu pod dywan. Pamiętajcie wykonawcy inwestycji w Warszawie i prezesi spółek: możecie dawać lewe materiały, bo Rafał Trzaskowski i tak was nie rozliczy" - napisał z kolei Binkowski na Twitterze. Dodał, że to "igranie z bezpieczeństwem". NIK i prokuratura dalej działają Naprawa po awarii, która trwała do listopada, kosztowała miasto ponad 40 mln zł. Ponadto Wody Polskie naliczyły MPWiK ponad 10 mln zł opłaty za zrzut ścieków. Od listopada 2019 roku w spółce trwa kontrola NIK, która jeszcze się nie zakończyła, sprawę bada też prokuratura. Wtorkowa prezentacja ekspertyzy Prezentując we wtorek, 28 lipca, ekspertyzę na temat przyczyn awarii prof. Zbigniew Kledyński z Politechniki Warszawskiej wskazywał, że był "to splot kilku czynników, które staraliśmy się uprawdopodobnić". Wskazał, że miejsce, w którym doszło do awarii, jest szczególne, gdyż rurociąg stalowy przez kolano przechodzi tam w rurociąg kompozytowy. "Mamy do czynienia z połączeniem dwóch różnych materiałów, co zawsze rodzi pewne napięcia i trudności" - wyjaśnił. Podkreślił także, że trudne były już warunki montażu końcowego elementu, nazywanego w opracowaniu ekspertów Politechniki łącznikiem - tj. odcinka rury o średnicy 160 cm i długości 64 cm, tym bardziej, że sam tunel nie był przestronny. "Wobec czego zdajemy sobie sprawę, że mogły wystąpić pewne trudności montażowe i zaowocować jakimś przypadkowym, niezauważalnym co do skutków udarem tego elementu" - powiedział. "Czyli mamy jakąś poszlakę w kierunku nadwyrężenia tego elementu w toku montażu" - dodał Kledyński.