- Jako dziecko przyglądałem się jak matka czekała na mojego ojca. Jego nie było na liście katyńskiej, więc ona oczekiwała jakiegoś znaku o jego losie aż do 1950 roku - powiedział Wajda. Reżyser podkreślił też, że cieszy się, iż postacie kobiet w filmie są tak wyraziste i zostały tak dobrze zagrane. Odnosząc się do treści filmu, Wajda zaznaczył, że chciał zrobić obraz z jednej strony o zbrodni a z drugiej o kłamstwie, jakie funkcjonowało na jej temat po 1945 roku. - Do filmu dołączyłem filmy dokumentalne niemieckie i sowieckie z tamtego okresu, ponieważ chciałem pokazać jak różnie można interpretować sfilmowane obrazy w zależności od tego jakim zostały opatrzone komentarzem - wyjaśnił. Wajda dodał, że nie robił filmu dla konkretnego odbiorcy. Wyraził nadzieję, że dla tego typu obrazów jest "szeroka widownia". - Wydaje mi się, że ten film jest swego rodzaju "post mortem" Polskiej Szkoły Filmowej. Takim pożegnaniem - dodał reżyser.