Kres tej fikcji zapowiada pos. Janusz Palikot - szef Sejmowej Komisji Przyjazne Państwo, informuje "Życie Warszawy". Aby dostać licencję taksówkarz musi zdać egzamin ze znajomości topografii miasta i lokalizacji różnych instytucji. - Jest trudny. Zdaje go 15 proc. kandydatów. Wielu podchodzi nawet po 10 razy, mówi Ryszard Duda z korporacji Sawa. - Ale licencje są potrzebne. Dzięki nim taksówkarz oferuje wyższy poziom usług, zastrzega. Pozwolenie na 50 lat kosztuje 450 zł, na 30 lat - 380 zł a na 15 lat 320 zł. Obecnie po stolicy jeździ prawie 8 tys. taksówek z licencją. A ile bez? Miasto nie jest w stanie oszacować ich liczby. - To fikcja, więc najlepiej z tym skończyć, mówi Andrzej Sadowski z centrum im. Adama Smitha. Także Janusz Palikot nie pozostawia złudzeń. - Jestem zwolennikiem likwidowania wszelkich licencji i koncesji, mówi poseł PO, który na czele sejmowej komisji przyjazne państwo będzie walczył z biurokracją. - Nie ma sensu utrzymywać dłużej przepisów, które stwarzają pole do korupcji. Małgorzata Krzysztoszek z Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan" też jest zdania, że jakiekolwiek reglamentowanie działalności gospodarczej jest absurdalne, chyba że chodzi o produkcję broni. Dlatego - mówi - komisja posła Palikota powinna zająć się nie tylko licencjami dla taksówkarzy, ale zniesieniem reglamentacji w ogóle. A tych jest w przepisach ponad 600 i trzeba je zwalczać systemowo. Ograniczanie konkurencji powoduje wzrost cen. Dzięki temu, że pozbędziemy się licencji, poziom usług wzrośnie. Nie ma lepszego regulatora niż rynek, dlatego to nie urzędnicy powinni decydować o liczbie taksówek w mieście. Jeśli będzie ich za dużo, część kierowców sama zrezygnuje i zajmie się czymś innym.