Wynika z niego między innymi, że 1500 rodzących kobiet zostanie w tym roku odesłanych ze stolicy do Radomia, Ostrołęki i innych miast. - Dzisiaj ze względu na brak miejsc nie przyjęliśmy do szpitala jednej pacjentki, ale wczoraj - aż ośmiu - powiedziała reporterce RMF.FM Teresa Mierzejewska, dyrektor szpitala klinicznego przy ul. Karowej. Optymistyczne jest to, że w szpitalach w innych miastach na razie są wolne miejsca dla tych, które zostały odesłane. Reszta nie pozostawia żadnych złudzeń - brakuje 50 łóżek dla niemowlaków, 20 na oddziałach specjalistycznych. W ciągu roku ubyło ponad 10 procent położników, odeszło ponad sto położnych. W stolicy jest tylko 25 stanowisk do intensywnej terapii noworodków, a powinno być dwa razy więcej. - Najgorsze jednak jest to, że nic nie stało się nagle. Już trzy lata temu alarmowaliśmy, że brakuje podstawowego sprzętu do ratowania małych dzieci. Musimy zdobywać spod ziemi to, co jest nam potrzebne do leczenia. Musieliśmy odesłać dziecko śmigłowcem do Łodzi, bo u nas był komplet. Tak się zdarza bardzo często - przyznają lekarze. Kiedyś było "bardzo często", a teraz jest "jeszcze częściej", bo w szpitalach ubyło wszystkiego, oprócz rodzących. W ciągu dwóch lat liczba porodów wzrosła o prawie 10 procent. Słuchaj Faktów RMF.FM