W nocy z 10 na 11 listopada drzewo-pomnik przy Muzeum Więzienia Pawiak zostało zdewastowane. Wandal zdarł z niego i częściowo połamał 40 tabliczek z nazwiskami osób pomordowanych na Pawiaku. Pozostałe 100 tabliczek do tej pory wisiało na kracie opasującej "Drzewo Pawiackie". We wtorek kratownica została zdjęta i przeniesiona do pomieszczeń muzeum, gdzie trwają prace nad przymocowaniem odnowionych tabliczek na dawnych miejscach. Remontem zajął się Sławomir Szubko, który współpracuje z muzeum na Pawiaku od połowy lat 70. - Nie wyobrażam sobie, żeby kto inny mógł się tym zająć - powiedziała kierowniczka muzeum Joanna Gierczyńska. - Sławomir Szubko co roku przed 1 listopada przychodzi obejrzeć pomnik i ocenić, które tabliczki wymagają renowacji. Niekiedy zdarza się, że tabliczkę trzeba wymienić, tym także zajmuje się pan Szubko, który do dziś dnia prowadzi pracownię szyldów. Odtwarza pawiackie tabliczki z całym pietyzmem i dbałością o szczegóły. Wiele z nich to tabliczki trumienne, te starsze, z lat 40. są bardzo charakterystyczne, zdobione. Swoje prace pan Szubko wykonuje za darmo. Jego ojciec i stryj w czasie okupacji byli więzieni i zginęli na Pawiaku - powiedziała Gierczyńska. Stanisław i Mieczysław Szubkowie na początku 1944 roku pracowali w okolicach ulicy Obozowej w zakładzie produkującym na potrzeby Wehrmachtu. Po godzinach oficjalnej pracy wytwarzano tam jednak granaty dla polskiego podziemia. W lutym 1944 roku doszło do wpadki - Niemcy aresztowali konwojentów złapanych na wywożeniu z zakładu granatów w puszkach po marmoladzie. Chwilowo nie wyciągnięto konsekwencji wobec pracowników zakładu, okazało się jednak, że Niemcy chcieli tylko odczekać jakiś czas, żeby uśpić czujność konspiratorów. - 4 marca 1944 roku mój ojciec przyniósł do pracy obiad swojemu bratu - opowiada Szubko. - Wchodzi do środka i widzi pięciu Niemców i 50 zatrzymanych przez nich zakładników. Ojciec zrozumiał, że nie ma odwrotu i wyrwał jednemu z Niemców karabin z rąk. Liczył na to, że reszta zakładników przyłączy się do niego i wobec przewagi liczebnej uda im się tych Niemców puścić w kalesonach. Ale zakładnicy stali jak wmurowani. Nikt nie drgnął. Mój ojciec i stryj znaleźli się wśród 50 osób zaaresztowanych tego dnia. 26 kwietnia zostali oni rozstrzelali na Pawiaku - powiedział Sławomir Szubko. Gierczyńska przypomniała, że budynek Pawiaka został przez Niemców wysadzony. - Zachował się filar bramy wjazdowej, podmurówka budynku i jedno drzewo - wiąz limbak. Już w pierwszych miesiącach 1945 roku pojawiły się na nim pierwsze tabliczki, które wieszały rodziny zamordowanych na Pawiaku dla upamiętnienia swoich zmarłych. Tabliczek stopniowo przybywało do połowy lat 80., kiedy na drzewie zabrakło miejsca - mówiła Gierczyńska. Kierowniczka muzeum uważa, że to właśnie przybijanie tabliczek przyczyniło się do śmierci drzewa, na równi z szalejącą w latach 90. chorobą wiązów. W listopadzie 2004 roku wiąz zaczął się pochylać, okazało się, że środek pnia drzewa jest spróchniały. W 2005 r. podjęto decyzję o zastąpieniu uschniętego drzewa odlewem z brązu. - To bardzo dokładne odtworzenie dawnego wiązu; kombatanci i mieszkańcy okolicy bardzo nas pilnowali. W odlewie uwzględniono nawet ślady po kornikach - mówiła Gierczyńska. Tabliczki zawisły wtedy na kratownicach opasujących drzewo. Odrestaurowane po ataku wandala tabliczki umieszczane są właśnie na kratownicy dokładnie w tych samych miejscach, gdzie wisiały dawniej. Konserwator Jacek Mróz, który je nituje i wiesza, sprawdza położenie każdej z nich w dokumentacji fotograficznej. - Wszystko wskazuje na to, że już w środę pomnik wróci do dawnego stanu - dodała Gierczyńska. 31-letni Tomasz P., który zdewastował pomnik, został w listopadzie decyzją sądu aresztowany na trzy miesiące, gdzie obecnie przebywa. Nie wiadomo, kiedy do sądu trafi akt oskarżenia przeciwko niemu.