- Po raz pierwszy użyliśmy implantu o nazwie Bonebridge, przeznaczonego dla osób dotkniętych jednostronną głuchotą, ubytkiem słuchu typu przewodzeniowego lub mieszanego, czyli takiego które wynika z wrodzonego lub nabytego - na skutek stanu zapalnego lub urazu - uszkodzenia ucha zewnętrznego, środkowego lub wewnętrznego - powiedział prof. Skarżyński. Implant nowej generacji przydatny jest wtedy, gdy naturalna droga przekazywania dźwięku do ucha wewnętrznego jest zablokowana. W tej sytuacji szansą na odzyskanie słuchu jest system oparty na technice przewodnictwa kostnego. Polega on na tym, że kości czaszki są stymulowane drganiami mechanicznymi. Drgania kierowane są bezpośrednio do ucha wewnętrznego, gdzie następuje ich przetwarzanie podobnie jak w przypadku normalnie docierających dźwięków (pomijany jest odcinek między uchem zewnętrznym a środkowym). Według prof. Skarżyńskiego, nowy system daje szansę usłyszenia otaczających dźwięków zwłaszcza młodym pacjentom, którzy są za mali, aby przeprowadzić operację rekonstrukcyjną małżowiny usznej. Można go wszczepić wcześniej, nie czekając na tę rekonstrukcję. Na razie zabieg przeprowadzany jest jedynie u osób dorosłych, bo w Unii Europejskiej nie ma jeszcze oficjalnej rejestracji implantu do zastosowania u dzieci. - Myślę jednak, że niedługo do tego dojdzie, wtedy też będziemy go przeszczepiać również młodszym pacjentom - dodaje specjalista. Aparat został tak zminiaturyzowany, że w całości umieszczany jest pod skórą. Zakotwiczony jest w kości skroniowej, gdzie przetwarza odebrane sygnały na drgania mechaniczne przekazywane do otaczającej go kości. Stąd są one kierowane do ucha wewnętrznego, gdzie odbywa się ich przekształcenie na sygnały nerwowe i przekazanie w postaci impulsów do nerwu słuchowego, podobnie jak to się dzieje w przypadku normalnego słyszenia. Na zewnątrz jest jedynie procesor dźwięku, który przetwarza go na sygnały, przekazywane następnie przez skórę do implantu. Jest to konieczne, gdyż umieszczenie go pod skórą spowodowałoby, że słychać byłoby nie tylko dźwięki dochodzące z zewnątrz, ale również np. gryzienie podczas jedzenia, co powodowałoby duży dyskomfort. Jest wygodny w użyciu. Można go nawet ukryć pod włosami. - Pod względem technicznym jest to niewątpliwie jakościowy skok - podkreśla prof. Skarżyński. W przeciwieństwie do implantu ślimakowego zapewnia on naturalne słyszenie. Są w nim dostępne różne pasma częstotliwości, które na kilku kanałach można tak regulować, żeby zapewnić optymalny komfort słyszenia. Efekt słyszenia, jaki można w ten sposób zyskać, sprawdzany jest jeszcze przed wszczepieniem implantu. Jego aktywacja jest możliwa po 2-4 tygodniach od zabiegu. Zbigniew Wojtasiński