Tablica upamiętniająca Ryszarda Kapuścińskiego zostanie w poniedziałek uroczyście odsłonięta na frontowej ścianie siedziby Polskiej Agencji Prasowej. Odsłonią ją: wdowa po pisarzu Alicja Kapuścińska oraz minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski. Obecna będzie również córka pisarza Zofia. Kapuścińskiego wspominać będzie m.in. dziennikarz i publicysta Stefan Bratkowski. Projekt tablicy wykonał prof. Antoni Janusz Pastwa, były dziekan Wydziału Rzeźby warszawskiej ASP. Kapuściński rozpoczął pracę w Polskiej Agencji Prasowej na początku 1958 roku, po dymisji części zespołu "Sztandaru Młodych", gdzie wcześniej publikował. Stało się to po tym, jak "Sztandar", jako jedyna gazeta, odmówił opublikowania oficjalnego uzasadnienia likwidacji pisma "Po prostu". W tym samym czasie Kapuściński pisał w "Polityce" i jako jej korespondent wyjechał w 1960 roku do Kongo. W 1962 roku ówczesny redaktor naczelny PAP Michał Hoffman zaproponował Kapuścińskiemu posadę pierwszego stałego polskiego korespondenta w Afryce. Reporter miał tam zorganizować od podstaw placówkę i samodzielnie obsługiwać - jak pisał w "Wojnie futbolowej" - 30 milionów kilometrów kwadratowych i znajdujące się na tym terytorium 50 państw afrykańskich. - PAP w tamtych czasach była ambitną, ale biedną agencją. Jeżdżąc jako korespondenci wojenni do różnych zapalnych punktów świata, jej wysłannicy nie byli nawet ubezpieczeni - wspomina Mirosław Ikonowicz, który pracował jako korespondent zagraniczny PAP w tym samym czasie co Kapuściński. Praca była ciężka m.in. ze względu na wielką presję czasu. "Od korespondenta agencji prasowej wymaga się, aby pisał i pisał, bez przerwy, bez wytchnienia" - wspominał Kapuściński, porównując swoją pracę do zajęcia piekarza, którego wypieki mają smak, dopóki są świeże. Po dwóch dniach czerstwieją, a po tygodniu pleśnieją i nadają się tylko do wyrzucenia. To samo dzieje się z materiałami agencyjnymi. Problem stanowiło także przesyłanie informacji. Już samo znalezienie w Afryce teleksu graniczyło z cudem. Poza tym względy finansowe decydowały o tym, że to nie Kapuściński łączył się z krajem, lecz to agencja kontaktowała się z nim. Oznaczało to dla reportera długie godziny oczekiwania na połączenie. Kapuściński potrafił ruszyć w głąb Czarnego Lądu na wiele dni i nie dawać znaku życia. PAP obdzwaniała w takich sytuacjach ambasady afrykańskie w Warszawie z prośbą o informację, gdyby akurat w ich kraju pojawił się polski reporter. Po kolejnej takiej przygodzie Hofman oficjalnie zakazał Kapuścińskiemu takich "dzikich" wypraw. Czasami bywało groźnie. W samym środku Czarnej Afryki Kapuściński zachorował na malarię mózgową, która nieleczona kończy się śmiercią. Obawiając się odwołania do Warszawy, Kapuściński ukrywał też przed redakcją, że odnowiła mu się gruźlica, na którą zachorował podczas wojny. Leczył się w bezpłatnej przychodni dla miejscowych, aby uniknąć wysyłania do Warszawy rachunków z płatnego szpitala. - Zresztą chciał być jak najbliżej opisywanych ludzi, żyć choć trochę ich życiem. Zamiast w hotelach dla białych mieszkał w zarobaczonych murzyńskich pensjonatach, w ubogich domach swych ugandyjskich czy tanzańskich przyjaciół - wspominał Ikonowicz. W końcu jednak wiadomość o kłopotach ze zdrowiem Kapuścińskiego dotarła do redakcji. Na odsiecz do Tanganiki wysłano Alicję Kapuścińską, z zawodu lekarkę, której udało się nawet umieścić męża na jakiś czas w szpitalu. Pod koniec 1966 roku stan zdrowia zmusił Kapuścińskiego do powrotu do kraju. Do zdrowia wracał pracując jako redaktor działu zagranicznego w PAP. Zbliżał się jednak marzec 68 r. i wokół "elementów niepewnych", do których Kapuścińskiego zaliczano, narastała atmosfera podejrzliwości. Michał Hoffman, chcąc uchronić reportera przed nagonką, wysłał go z kolejną misją zorganizowania placówki PAP w Chile. Materiały wysyłane przez Kapuścińskiego trafiały najpierw do biuletynów PAP. Większość informacji kierowanych było do "Biuletynu Krajowego", z którego mogła korzystać prasa. Reszta wiadomości, których ze względów ideologicznych nie chciano rozpowszechniać, trafiała do "Biuletynu Specjalnego", do którego wgląd miała jedynie garstka uprawnionych. Kiedyś depesza Kapuścińskiego z Chile przez przypadek trafia do "Biuletynu Krajowego", zamiast do "Specjalnego" i wybuchł międzynarodowy skandal, a Kapuściński został wydalony z Chile. Ostatecznie reporter objął placówkę w Meksyku. W roku 1972, w wieku 40 lat, Kapuściński opuścił Amerykę Południową i zrezygnował z etatowej pracy w PAP. Gdy po dwóch latach przerwy jako redaktor "Kultury" pojechał do Etiopii i Angoli, wyjazd sponsorował mu jednak znowu PAP - Kapuściński podpisał z agencją umowę na dostarczanie informacji. Później jeszcze kilkakrotnie współpracował z agencją - w 1979 roku relacjonował wizytę Jana Pawła II w Meksyku i z ramienia PAP wyruszył do Iranu, aby relacjonować rewolucję islamską Chomeiniego. Jeszcze na początku lat 80. Kapuściński dostał propozycję z Polskiej Agencji Prasowej, by wyjechać na placówkę zagraniczną. Reporter jednak odmówił, mówiąc, że skoro jego koledzy są internowani, to on w ogóle z Polski nie będzie wyjeżdżać. Jako korespondent PAP Kapuściński na początku lat 90. zbierał materiały do "Imperium", podróżując po Związku Radzieckim. Legitymację agencji miał "od zawsze", nie był jednak już od lat zatrudniony w PAP-ie i nie pracował w danym momencie dla agencji. - Jednak PAP zawsze uważała Kapuścińskiego za "swojego", kibicowała jego twórczości. Rysiek otrzymał od PAP oficjalne pismo zaświadczające, że udaje się do ZSRR jako specjalny wysłannik agencji, aby zbierać materiały o postępach pierestrojki. Bez takiego glejtu nie mógłby się poruszać - wspomina Ikonowicz. "Wybrałem pracę dla agencji prasowej z pewnych szczególnych przyczyn, ze względu na możliwość wyjazdu. Pod każdym innym względem praca dziennikarzy agencyjnych to czyste niewolnictwo. Żaden z dziennikarzy z prasy czy telewizji nie wie, jaka to męka pisać dla agencji. Któregoś dnia napiszę o tych anonimowych kronikarzach, ofiarach informacji, pracujących dzień i noc w najgorszych warunkach" - wspominał Kapuściński. Do końca życia zachował jednak dla PAP wielki sentyment.