Zarazem sąd skazał go na 15 lat więzienia za sam udział w tej strzelaninie. Prokuratura, która żądała dożywocia, będzie apelować. O wyroku, który zapadł w czwartek, poinformował w piątek rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie Wojciech Małek. Wyjaśnił, że sąd nabrał nie dających się usunąć wątpliwości, czy to rzeczywiście B. oddał śmiertelne strzały. Jerzy B., używający dwóch nazwisk i pseudonimów, był według policji jednym z najgroźniejszych przestępców w Polsce. W marcu 2002 r. on i kilkunastu uzbrojonych kompanów próbowało "odbić" odnalezionego wcześniej przez policję skradzionego TIR-a, wypełnionego towarem wartości blisko miliona zł. Napadli na pięciu funkcjonariuszy policji, sądząc, że TIR-a chce im odebrać konkurencyjny gang. W strzelaninie śmiertelnie postrzelony został naczelnik sekcji kryminalnej komendy w Piasecznie Mirosław Żak. "Mutant" był podejrzany, że zastrzelił funkcjonariusza z broni maszynowej. O współudział w tej zbrodni podejrzewano Roberta Cieślaka i Igora Pikusa. W nocy z 5 na 6 marca 2003 r. zginęli oni w słynnej akcji w Magdalence pod Warszawą, kiedy policja chciała zatrzymać obu bandytów. Zginęło wówczas dwóch policjantów, a 16 zostało rannych. Trwa proces dowódców tej policyjnej akcji. Poszukiwany listem gończym Jerzy B. ukrywał się; został zatrzymany w 2004 r. w Mszczonowie pod Warszawą. W tym samym roku prokuratura skierowała akt oskarżenia przeciwko Jerzemu B. - ostatniemu z bandytów, którzy dokonali w 2002 r. tego napadu (inni zostali już dawno skazani za ten rozbój). Sędzia Małek powiedział, że sama prokuratura w akcie oskarżenia nie przesądziła na 100 proc., kto oddał śmiertelne strzały. Wobec niemożności przesłuchania Pikusa i Cieślaka, sąd nabrał wątpliwości, czy to B. strzelał i uniewinnił go z zarzutu zabójstwa. Apelację od uniewinnienia zapowiedział szef warszawskiego oddziału Prokuratury Krajowej Robert Majewski. - Naszym zdaniem nie ma wątpliwości że strzelał B. - powiedział. Dodał, że właśnie dlatego oskarżenie żądało przed sądem dożywocia dla bandyty.