Do zdarzenia doszło w czerwcu ubiegłego roku podczas ćwiczeń na strzelnicy w podradomskim Piastowie, w którym uczestniczyło ponad 30 funkcjonariuszy aresztu w Radomiu. Jeden z funkcjonariuszy podczas przeładowywania broni postrzelił się w dłoń. Kula odbiła się od jego palca i trafiła drugiego funkcjonariusza w bark, a następnie w kręgosłup. 46-letni funkcjonariusz z postrzelonym barkiem był operowany. Jego stan był określany jako poważny. Drugi funkcjonariusz miał złamany palec. Prokuratura umorzyła obydwa wątki prowadzonego śledztwa. Pierwszy dotyczył nieumyślnego spowodowania obrażeń ciała u 46-letniego funkcjonariusza; drugi miał związek z podejrzeniem niedopełnienia obowiązków przez osoby, które zajmowały się szkoleniem. Prokurator Alberski podkreślił, że na zlecenie prokuratury wykonano szereg ekspertyz, m.in. ekspertyzy balistyczne, które dały podstawę do umorzenia śledztwa. Wynika z nich, że pistolet P-64, którym posługiwał się funkcjonariusz, był wysłużony i wyeksploatowany. Broń wyprodukowano w 1972 r. W jednej z ekspertyz biegli stwierdzili, że przyczyną niespodziewanego wystrzału podczas przeładowywania broni było to, że niewłaściwe położenie iglicy w kanale iglicznym. "Iglica była obrócona o kąt 90 stopni w stosunku do prawidłowego położenia i podczas przeładowania amunicja mogła ulec odpaleniu, a ponieważ było więcej naboi w magazynku, to strzelanie odbywało się ogniem ciągłym - powiedział Alberski. Dodał, że nikt nie jest za to odpowiedzialny, bo do niewłaściwego położenia iglicy doszło samoczynnie. Kolejna ekspertyza potwierdziła, że powodem obracania się iglicy było "mocne wypracowanie kanału iglicznego w korpusie bezpiecznika i zamka oraz silne zużycie krawędzi występu ustalającego iglicę broni".