Do zdarzenia doszło w grudniu 2001 roku. Pijany Wiesław P. uderzył swoim mercedesem w inny samochód, ściął budkę telefoniczną i zatrzymał się dopiero na przydrożnej kapliczce. Policjanci zatrzymali go po kilkunastu minutach, pobrano krew do badania. P. awanturował się w komisariacie, kazał dzwonić po komendanta i groził, że zrobi porządek z policjantami. Po kilku dniach szef szydłowieckiej policji podpisał się pod umorzeniem sprawy z powodu... niewykrycia sprawcy. Wkrótce przyszedł wynik badania krwi: ponad 2 promile alkoholu. Dopiero pół roku później prokuratura wszczęła śledztwo i postanowiła wyjaśnić, dlaczego policja działała tak szybko i niedokładnie. - Należało wyjaśnić w sposób procesowy kwestie zaniechania wszczęcia postępowania karnego przez funkcjonariusza policji - mówi prokurator Robert Czerwiński z Przysuchy, który uznał, że Wiesław P. rzeczywiście był pijany, i skierował sprawę do sądu. Prokuratura w Radomiu miała zbadać pracę komendanta, ale nie dopatrzyła się żadnych uchybień i umorzyła postępowanie. - Co do policjantów- uznaliśmy, że w momencie kiedy podejmowali decyzję nie przekroczyli swoich uprawnień, ani nie niedopełnili obowiązków. Sprawę umorzono - powiedział prokurator Andrzej Szeliga. Dodał także, że decyzja, jaką podjął komendant, mieściła się w ramach jego uprawnień. Komendant jednak twierdzi, że nie mam nic sobie do zarzucenia. Także Wiesław P., pytany o nowe schody w komendzie, mówi: "Absolutnie nie mam z tym nic wspólnego, to wszystko, co mam do powiedzenia". Posłuchaj także relacji reportera RMF Pawła Świądra: