"Dziś, kiedy Go wspominam, nie o jego wierszach chciałabym pisać, ale właśnie o jego żartobliwości, o stylu bycia, który znalazł odbicie również w jego listach. Bo choć Zbyszek potrafił być nieustępliwie poważny, gdy trzeba było jak w "Kołatce" powiedzieć: tak-tak / nie-nie, to przecież, kiedy sytuacja pozwalała na trochę luzu, zawsze z tego korzystał. Żart jego był zawsze pierwszej próby, a znał żartu odcieni tysiące, od lekkich jak piórko do boleśnie kąśliwych, kiedy mu coś nie przypadło do gustu; żart swobodny, żart ironiczny, żart sarkastyczny" - pisała Julia Hartwig po śmierci Herberta. Pierwsze listy Zbigniew Herbert i Artur Międzyrzecki wymienili w 1953 roku, ale znajomość przerodziła się w przyjaźń dopiero pod koniec lat 50. "Był wówczas Zbyszek młodym mężczyzną o niezwykłym uroku osobistym, który go nigdy nie opuścił, ale który wiek przyćmił nieco, przydając mu krzty goryczy. Ten jego niezwykły wdzięk zjednywał mu względy i sympatię nie tylko kobiet, ale i mężczyzn, bo Zbyszek poza wszystkimi swoimi zaletami umysłu i serca dawał się lubić, po prostu lubił być lubiany przez otoczenie, co również, jak każdemu, przemija zazwyczaj z wiekiem" - wspominała Hartwig. Relacje pomiędzy pisarzami zacieśniły się, gdy w 1965 roku powstał miesięcznik "Poezja", z którym cała trójka współpracowała. W marcu 1968 roku Artur Międzyrzecki został usunięty z redakcji "Poezji" ponieważ podpisał się pod protestem przeciwko zdjęciu z afisza "Dziadów". Herbert dowiedział się o tym tuż po swoim ślubie i w geście solidarności też odszedł z miesięcznika. Korespondencja nabiera tempa podczas pobytu Międzyrzeckich w USA. Na początku lat 70. Herbertowie, nie mając jeszcze w Warszawie własnego lokum, korzystali z opuszczonego mieszkania Międzyrzeckich przy Marszałkowskiej. "Kochani Julio i Arturze, pisze ten liścik przy Arturowym biurku, oparty lekko, nie arogancko, a nawet z pewnym nabożeństwem" - pisał Herbert. Tam właśnie napisane zostały wiersze ze zbioru "Pan Cogito". Wiele listów do Międzyrzeckich to relacje z licznych podróży Herberta, kilka razy udało im się zresztą spotkać za granicą. "Wieczorem zastanawiamy się, z kim to podróżowalibyśmy najchętniej - i wtedy nieodmiennie nieubłagany wyrok spada na was. Tak, z Wami i tylko z Wami!" - piszą Herbertowie. Komentując wahania Międzyrzeckich czy warto wrócić z USA do Polski, w 1973 roku Herbert pisał o własnych dylematach: "Wróciłem, bo na Zachodzie mogę zarabiać i mieć tzw. spokój, ale nie mogę pisać(Ściślej mogę pisać mało i nie wiadomo po co)". Gdy poetom udaje się spotkać pomiędzy licznymi wyjazdami biesiadują razem. W listach Herbert wspomina śpiewane wspólnie z Międzyrzeckim "Czerwone maki na Monte Cassino", "Wiła wianki" i balladę o Felku Stankiewiczu. W innym liście zapowiada, że przygotowuje się do spotkania z przyjaciółmi poszerzając swój repertuar o piosenki Piotra Szczepanika - "Kormorany" i "Żółte kalendarze". "Może tym, co czytują wiersze Herberta nieobojętne będzie, że pisał je człowiek w życiu czuły, współczujący, ze wspaniałym poczuciem humoru, uważny wobec biegnącego życia i wzruszającej kruchości codziennych drobiazgów. Człowiek czasem nieznośny w chwilach ekscytacji, ale choć trudny, zawsze bliski, którego się kocha i któremu wszystko się wybacza. W poczuciu, że obcowało się z kimś zupełnie niezwykłym" - pisze Hartwig. Korespondencja ze Zbigniewem Herbertem to kolejny tom listów z archiwum Julii Hartwig opublikowany w ostatnich miesiącach. Pod koniec zeszłego roku ukazała się korespondencja Hartwig i Międzyrzeckiego z Jerzym i Anną Turowiczami, na początku tego roku - listy, które wymieniali z Czesławem Miłoszem. Korespondencja Herberta, Hartwig i Międzyrzeckiego została wydana nakładem Zeszytów Literackich.