Uwaga TVN opisała historię 40-letniej Agaty K., która w maju ubiegłego roku zaczęła zbierać pieniądze na leczenie rzadkiego nowotworu. Prosiła o wpłaty, dzięki którym kupi drogi lek, potrzebny w leczeniu. Sprawę nagłaśniały lokalne media i stowarzyszenie RakOut. Wtedy zaczęły pojawiać się pierwsze wątpliwości - podaje Uwaga TVN. Stowarzyszenie chciało nagrać film zachęcający do udziału w zbiórce. Wtedy poproszono Agatę K. o dokumenty, które potwierdzą chorobę. Kobieta zaczęła unikać okazania dowodów. Kolejnym podejrzanym zachowaniem była informacja 40-latki o operacji. Kiedy jedna z pracownic stowarzyszenia chciała ją odwiedzić w szpitalu w dniu operacji, Agata K. stwierdziła, że już została wypisana do domu. Pracownice stowarzyszenia odwiedziły więc 40-latkę w domu i uznały, że nie mają do czynienia z osobą po skomplikowanej operacji. Wtedy Agata K. zaczęła skarżyć się w sieci na pracowników stowarzyszenia, którzy wątpią w jej intencje. Mimo fali hejtu w kierunku stowarzyszenia - podaje Uwaga TVN - coraz więcej osób zaczęło się domagać od Agaty K. dokumentów potwierdzających jej stan. Wtedy kobieta opublikowała fakturę za lek. Jak się jednak okazało, był to fałszywy dokument. Leku tego nie można bowiem kupić w żadnej aptece, jest on dostępny jedynie w lecznictwie zamkniętym. Dziennikarka "Tygodnika Siedleckiego", która zajmowała się sprawą, zawiadomiła prokuraturę, a kobieta została zatrzymana przez policję - czytamy. Jak ustalono w czasie śledztwa, kobieta nigdy nie leczyła się onkologicznie - poinformowała Katarzyna Wąsak z Prokuratury Rejonowej w Siedlcach. Kobieta przyznała się do oszustwa. Z jej wyjaśnień wynika, że był to jej sposób na życie - podaje Uwaga TVN.