Za te pieniądze można by kupić np. 40 nowych autobusów miejskich - zauważa "Życie Warszawy". Jak to się dzieje, że mimo tak ogromnego deficytu, izba nadal działa? Otóż utrzymuje ją miasto. W tym roku przyznano izbie z budżetu 7,7 mln zł. Żeby jednak zlikwidować pełne 40-milionowe zadłużenie, każdy warszawiak musiałby wyłożyć z portfela 20 zł - wylicza stołeczny dziennik. Skąd wzięły się tak wielkie straty? Wszystko rozbija się o bardzo małą ściągalność rachunków od jej klientów. Doba na Kolskiej kosztuje 250 zł, a za pobyt płaci ledwie co trzeci pacjent. Większość z nich stanowią bezdomni i bezrobotni. Rekordzista - mieszkaniec Bielan - nocował w warszawskiej izbie 170 razy. Pobyty, za które ani razu nie zapłacił, kosztowały podatników ponad 42 tys. zł. Więcej o problemach stołecznej izby wytrzeźwień - w czwartkowym wydaniu "Życia Warszawy".