Najważniejsze - jak podkreślają pracodawcy - jest elastyczny czas pracy. Pomysł polega na tym, żeby wtedy, kiedy jest mało zamówień, załoga pracowała zamiast osiem, np. cztery godziny. Później, gdy zamówienia się pojawią, załoga pracowałaby 12 godzin. To pomogłoby uniknąć redukcji. Jeżeli nie będziemy mogli zwracać czasu pracy dzisiaj niewykorzystanego, np. na jesieni, kiedy pojawi się więcej zamówień, to musimy tych ludzi zwolnić - mówi Jeremi Mordasiewicz z organizacji pracodawców Lewiatan. Pomysł już się pojawił w rządowym planie ratunkowym. Teraz liczy się czas, ponieważ w wielu zakładach pracę może stracić nawet po kilkaset osób.