- To miejsce wyjątkowe - nie ma wątpliwości Andrzej Korbel, kierownik administracji os. Przyjaźń. I choć spacerując po zielonych alejkach między strzelistymi topolami, widzi wciąż nowe, wyrastające wokół bloki, to nie oddałby swojego mieszkania w 50-letnim drewnianym baraku za żaden z luksusowych apartamentów. - Ciągle słyszymy, że są zakusy na nasze osiedle, żeby wyburzyć i zabudować teren blokami. Wie pan, ile jest wart taki szmat ziemi w Warszawie? Ale jak przyjdzie co do czego, to się okopiemy i będziemy się bronić, a Przyjaźni nie oddamy - żartuje. Budowniczy i studenci Osiedle Przyjaźń powstało w 1952 roku dla radzieckich robotników i inżynierów, którzy przyjechali do Warszawy budować Pałac Kultury i Nauki. W jednorodzinnych drewnianych domkach postawionych z prefabrykatów z ZSRR zamieszkali specjaliści, a w 60-osobowych "kołchozach" pracownicy budowlani. W obliczonym na 3,5 tys. ludzi miasteczku powstały również sklepy, stołówki, przedszkole, biblioteka i klub osiedlowy. Po kilku latach, gdy budowa PKiN dobiegła końca, Rosjanie wyjechali, a miasteczko przekształcono w akademik. - Było to w październiku 1955 r. A w latach 60., ze względu na brak mieszkań, utworzono tu również hotele asystenckie dla młodych pracowników naukowych warszawskich uczelni. Z czasem przekształciły się w hotele zakładowe. Dziś mieszka w nich już trzecie czy nawet czwarte pokolenie - opowiada Andrzej Korbel. Na 30 hektarach gruntu stoi wśród zieleni 77 domków jednorodzinnych, są też 54 wielorodzinne drewniaki i dawne budynki użyteczności publicznej. Osiedlowy (a później studencki) klub Karuzela wciąż tętni życiem, działa również biblioteka. W innych budynkach mieszczą się m.in. sklepy i popularne, nie tylko wśród mieszkańców Bemowa, centrum zabaw dla dzieci. Ale też nadal, jak przed laty, zjeżdżają się tu studenci z całej Polski. I twierdzą zgodnie, że to wyjątkowy akademik. Grillowe party - Proszę bardzo, tak wygląda kuchnia w naszym akademiku. W kuchni się... pierze. A gdzie się gotuje? W pokoju, oczywiście - Magda, studentka Akademii Medycznej, pokazuje wnętrze jednego z parterowych drewnianych baraków. Po przeciwnej stronie korytarza jest jej pokój - maleńka, jednoosobowa klitka, z której Magda jest jednak bardzo zadowolona. - Mam szczęście. To bardzo cichy domek, można się spokojnie pouczyć. Warunki? Każdy sam decyduje, jak mieszka - stwierdza pogodnie, pokazując własnoręcznie oklejone estetyczną okładziną stare meble. Magda przyjechała na studia z Puław. Wybrała Przyjaźń, bo wcześniej zatrzymała się tu jej siostra i opowiadała, że bardzo dobrze się mieszka. - Właściwie cały czas czuję się trochę jak na wczasach, zwłaszcza teraz, kiedy tu wszystko kwitnie i ludzie na trawnikach urządzają sobie grilla - żartuje Magda. Grillowe party o 6 nad ranem to na bemowskim osiedlu normalka i nikogo nie dziwi. - Studenckie życie kwitnie, w Karuzeli co piątek są dyskoteki albo koncerty, a jeśli komuś nawet zdarzy się przeholować z alkoholem, to policja, zamiast odwozić go na dołek, pozwala iść do domu - podkreśla zalety swojego akademika Brunon Omen, student administracji jednej z prywatnych uczelni. - Poza tym tylko tu w sąsiednich pokojach mieszkają zwykły student i wiceburmistrz Bemowa, a rankiem na trawniku można zobaczyć jamnika w pogoni za królikiem (w końcu studenci różne zwierzęta trzymają w akademiku). Andrzej Korbel, który sam przyjechał tu na studia ponad 30 lat temu i... został na osiedlu Przyjaźń do dziś, żałuje, że barakowej zabudowy nie można wpisać na listę zabytków. Zapewnia jednak, że drewno, z którego zbudowano domki, jest bardzo solidne i osiedle długo jeszcze postoi. Może gdy przetrwa kolejne pół wieku, zostanie wreszcie uznane za zabytek? PRZEMYSŁAW BOGUSZ redakcja.warszawa@echomiasta.pl