PAP: Po ósmym wyścigu, w którym Klepacka pomyliła trasę i spadła z drugiej na piątą pozycję wydawało się, że prysły marzenia o medalu. Co było przyczyną błędu? Paweł Kowalski: Takie pomyłki się zdarzają, szczególnie na takich regatach jak igrzyska. To impreza, gdzie jest mnóstwo stresu, są duże oczekiwania. Zośka startowała z pozycji liderki, więc nie było jej łatwo. Tak zresztą jest w wielu dyscyplinach, gdzie pewniak do złota nie wytrzymuje presji i odpada, czy to w podnoszeniu ciężarów, czy lekkoatletyce. To wszystko ją przygniatało, szło ciężko od początku regat. Klepacka podkreślała, że miał pan duży udział w zmotywowaniu jej do walki. Co takiego pan zrobił? Trzeba było zdjąć z niej to ciśnienie i przypomnieć, że walczy się do końca. Starałem się ją zrelaksować. Pojechaliśmy na wycieczkę do ruin zamku i wypiliśmy piwo. Przemek też był z nami. Cała ekipa starała się tak zachowywać, by przed tym wyścigiem medalowym nie czuli presji. Sztab ze zdenerwowania nie spał po nocach, a co dopiero musiało dziać się z zawodnikami. Zośka z natury jest typem wojownika, nigdy nie odpuszcza. Po raz kolejny pokazała, że nawet w wydawałoby się zupełnie straconych momentach potrafi się w sobie zebrać i rzutem na taśmę coś ugrać. Przemek natomiast niemal od początku płynął we wtorek świetnie. Czyli o medalach zadecydowała psychika? P.K.: Przeciwdziałanie stresowi ma olbrzymie znaczenie. Fizycznie przygotowani są wszyscy, na igrzyskach nie ma nieprzygotowanych, dlatego to jest taka wojna mentalna. Jakie znaczenie miał akwen? Kiedy przyjechaliśmy tu na pierwszy rekonesans w 2009 roku stwierdziliśmy, że to mogą być nasze igrzyska. Klimat jest zbliżony do tego, który mamy na Bałtyku. Wieje, jest chłodno, a nie gorąco jak w Chinach. Warunki atmosferyczne były po naszej stronie. W listopadzie prawdopodobnie zapadnie ostateczna decyzja o wycofaniu klasy RS:X z programu igrzysk; zastąpi ja kitesurfing. Czy Polski Związek Żeglarski jest na to gotowy? Jeżeli decyzja zostanie utrzymana, po prostu weźmiemy się za kite i następne igrzyska też będą nasze. Powiem więcej, jeszcze przed ostatecznym rozstrzygnięciem zaczniemy się przymierzać do nowej konkurencji. Musimy tylko odpocząć po igrzyskach. Zarówno Przemek jak i Zosia mają stosowne predyspozycje. Poza tym mamy już w tej specjalności zawodników zaliczanych do światowej czołówki. Jeśli stworzymy drużynę, będziemy jednymi z najlepszych. Miarczyński twierdzi, że już w czerwcu mógłby zacząć myśleć o odnoszeniu sukcesów w nowej specjalności. Przyszły rok to rzeczywiście realny termin. W tym już nie, bo choć samo opływanie na nowym sprzęcie nie zajmie dużo czasu, to na pewno jest masa niuansów, które trzeba rozgryźć by walczyć na najwyższym poziomie. W Weymouth rozmawiał Wojciech Kruk-Pielesiak