- Mogę jedynie powiedzieć, że przesłuchaliśmy ojca dzieci. Ze względu na dobro śledztwa i samej rodziny nie mogę ujawnić żadnych szczegółów - powiedziała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa Praga Renata Mazur. Jak nieoficjalnie dowiedziała się PAP ze źródeł zbliżonych do śledztwa, prokuratorzy nadal ustalają motyw działania babci. Ojciec dzieci pytany był m.in. o to, czy broń, z której zostały postrzelone, a która należała do niego, była dobrze zabezpieczona. Ten wątek jest również badany w śledztwie. Nadal nie udało się przesłuchać matki dzieci - jej stan zdrowia na to jeszcze nie pozwala. Do tragedii doszło w poniedziałek. Ciała niepełnosprawnych dzieci - w wieku 2,5 i dziewięć lat - oraz ich ranną babcię znaleziono w lesie niedaleko ul. Chełmońskiego w Ząbkach nieopodal Warszawy. 64-letnia kobieta została przewieziona do szpitala, nie udało się jej jednak uratować. Ze wstępnych ustaleń wynika, że to właśnie babcia śmiertelnie postrzeliła dzieci, a później próbowała popełnić samobójstwo. Miała to potwierdzać kartka z zapiskami pozostawiona przez nią w domu i znaleziona przez jej męża. Mężczyzna zeznał jednak później, że pod wpływem stresu i silnych emocji list ten zgubił. Przeprowadzona we wtorek sekcja zwłok dziewczynki i chłopca wykazała, że dzieci zmarły w wyniku ran postrzałowych głowy. Takie obrażenia były też przyczyną śmierci ich babci. Prowadzone przez prokuraturę śledztwo wszczęto z artykułu 148 kodeksu karnego, czyli w sprawie zabójstwa. Policjanci zabezpieczyli znaleziony na miejscu tragedii pistolet. Broń została przekazana do badań balistycznych. Ojciec dzieci miał na nią pozwolenie.