Jak powiedział Rafał Marczak z zespołu prasowego Komendy Stołecznej Policji, informację o śmierci 17-latka policjanci otrzymali w nocy ze środy na czwartek. O zgonie starszego - 19-latka - informowano jeszcze wczoraj. Przypomnijmy, że do tragedii doszło w środę. Strażacy otrzymali zgłoszenie tuż po godzinie 15. i już po siedmiu minutach byli na miejscu. Po dziesięciu minutach od zgłoszenia na miejsce dotarła dodatkowo specjalistyczna grupa nurkowa z Żerania - w sumie pięć zastępów. Starszy z mężczyzn zmarł wczoraj To właśnie płetwonurkowie wyłowili mężczyzn - pierwszego po. ok. 20 minutach od zgłoszenia, drugiego po kolejnych pięciu minutach. Pierwszego z mężczyzn wyłowiono z głębokości ok. 2,5 metra. Po przeprowadzonej na miejscu akcji ratunkowej lekarz pogotowia podjął decyzję o przewiezieniu obu do szpitala. Starszy z mężczyzn zmarł wczoraj w szpitalu przy ul. Lindleya, niestety młodszego z mężczyzn również nie udało się uratować. "Zwycięzca miał dostać litr wódki" Dokładne okoliczności, w jakich doszło do tragedii, bada policja. Ze wstępnych ustaleń wynika, że mężczyźni założyli się, kto pierwszy dojdzie do leżącego na środku jeziorka kamienia. - Kamień leżał ok. 10 metrów od brzegu. Lód załamał się po ok. 5 metrach - informowała w rozmowie ze stacją TVN Warszawa Agnieszka Hamelusz ze stołecznej policji. Świadkowie zdarzenia twierdzą, że zwycięzca miał dostać litr wódki. Postępowanie w sprawie prowadzi warszawska policja. Apel o zachowanie szczególnej ostrożności - Apelujemy o zachowanie szczególnej ostrożności i niewchodzenie na zamarznięte akweny. Dotyczy to nie tylko młodych ludzi, dotyczy to także wędkarzy, również osób starszych, które starają się dokarmiać ptaki. A szczególnie o tej porze roku lód jest bardzo zdradliwy, bo choć przy brzegu wydaje się gruby, to nigdy nie jest bezpieczny - przypomina przy tej okazji rzecznik prasowy komendanta głównego straży pożarnej Paweł Frątczak, podkreślając, że lód nigdy nie jest bezpieczny. Apeluje przy tym do wszystkich, którzy na przyszłość będą świadkami takiego zdarzenia, by jeśli chcą pomóc, podali linkę czy szalik, ale nigdy sami nie wbiegali na lód. Frątczak instruuje także, że w sytuacji, gdy załamie się pod nami lód, to nie wolno wykonywać gwałtownych ruchów, a gdy staramy się wydostać z przerębla, nie wolno tego robić do przodu, ale "oprzeć się na łokciach i starać się wycofać". Czy musiało dojść do tej tragedii? Podyskutuj na forum!