Do zdarzenia doszło w poniedziałek, 30 września, o godz. 7.30 na strzeżonym przejeździe kolejowym w okolicach Grodziska Mazowieckiego, gdy samochód osobowy wjechał pod pociąg. Zginęła kierująca autem kobieta, a dwoje dzieci zostało ciężko rannych. Przejazd, na którym doszło do tragedii, miał najwyższą możliwą kategorię bezpieczeństwa - tzw. kategorię A, co oznacza, że były na nim rogatki, a ruchem sterował dróżnik. Wypuścili go do domu - Dróżnik miał wszystkie niezbędne kwalifikacje, przeszedł wymagane szkolenia, miał ważne badania, był trzeźwy - informował rzecznik spółki PKP Polskie Linie Kolejowe Maciej Dutkiewicz. Dzień po tragedii prokuratorzy wypuścili do domu, bez postawienia zarzutów, dróżnika, który dyżurował w Kozerkach w chwili wypadku. On i świadkowie tragedii podawali rozbieżne wersje wydarzeń. Dróżnik mówił śledczym, że nie opuścił szlabanów, bo na przejeździe mijały się dwie ciężarówki. Świadkowie twierdzili, że ruch w tym miejscu był płynny. Takie zebrano dowody Śledczy, jak twierdzą, mają dowód na to, że dróżnik nie zamknął szlabanów na czas. To zapis z zegara i tachografu ciężarówki, która wjechała na przejazd tuż przed osobówką, w którą uderzył pociąg. Zegar synchronizował się satelitarnie i dlatego, według prokuratorów, dokładnie pokazuje, że ciężarówka wjechała na tory minutę z sekundami przed nadjeżdżającym pociągiem. Wtedy rogatki powinny być już dawno zamknięte. Prokuratorzy ustalili również, że dróżnik otworzył szlabany na 2 minuty przed nadjeżdżającym pociągiem. Zderzenie samochodu z pociągami pod Warszawą - dowiedz się wiecej, kliknij!