- Z optymizmem patrzę na te zawody, choć nie zagwarantuję, że wrócę z trofeum. Najpierw trzeba go zdobyć, a później można się chwalić. Bywa, że medalowe deklaracje pozostają niespełnione, o czym i ja się boleśnie przekonałem w 2011 roku, w Daegu w Korei Południowej, podczas mistrzostw globu - powiedział 32-letni lekkoatleta. W środowym spotkaniu, który zorganizowano w Urzędzie Dzielnicy Ursynów (Majewski jest mieszkańcem tej warszawskiej dzielnicy), trener zawodnika Henryk Olszewski również wrócił do koreańskich zawodów. - W mojej pracy z Tomkiem przeważają sukcesy, a wynik z Daegu to był cios dla nas obu. Oceniam go jako najtrudniejszy moment w mojej pracy szkoleniowca. Obaj byliśmy pewni miejsca na podium, ale dostaliśmy obuchem w głowę - zaznaczył. Po zakończeniu konkursu Majewski powiedział dziennikarzom: "Przepraszam wszystkich kibiców, przepraszam trenera, byłem tu przygotowany na mistrzostwo świata, a spaprałem zawody. To moja stypa, a nie urodziny". Szkoleniowiec wspomniał, że długo nie mógł dojść do siebie. - Ciśnienie krwi przez 10 dni po finale nie chciało mi wrócić do normy. Ale minęło dużo czasu i myślę sobie, że może takie wydarzenie było potrzebne - dodał Olszewski. Majewski przyznał, że... nie znał siebie przed Daegu. - Jeszcze na stadionie byłem przekonany, że to ja wygram. Na rozgrzewce pchałem najdalej w karierze, dalej niż w próbnych podejściach w Pekinie, przed finałem olimpijskim, i w Berlinie, przed poprzednimi mistrzostwami świata. Zgubiła mnie pewność siebie. Tak myślę. W pierwszej próbie, niestety spalonej, kula poleciała daleko, jakieś 21,50 m. W drugiej zacząłem myśleć, co by tu poprawić. W głowie mieszały się różne warianty. To był gigantyczny błąd. Trzecie pchnięcie to już były tylko nerwy - wspomniał srebrny medalista MŚ 2009. Do przykrych wydarzeń nie wracali rozmówcy lekkoatlety. Przedstawiciele władz dzielnicy podkreślali wybitne rezultaty, a zarazem niezwykle skromną osobowość lekkoatlety. - Wszyscy tu świecimy blaskiem odbitym od mistrza. Tomasz, będąc gwiazdą światowego formatu, pozostał zwykłym sąsiadem. Gdyby nie jego imponujący wzrost, to na co dzień mieszałby się z tłumem w drodze na trening, na który jedzie... metrem. Mógłby mieszkać wszędzie, a wybrał naszą dzielnicę, z czego jesteśmy dumni - powiedział burmistrz Ursynowa Piotr Guział. W ocenie byłej rekordzistki świata w biegu na 100 m przez płotki Grażyny Rabsztyn był to wybór o tyle nietrafny, że "lekkoatletyka na Ursynowie nie ma adresu". Ekonomistka, trzykrotna olimpijka (1972, 1976, 1980) zaapelowała do przedstawicieli urzędu o budowę stadionu. - Trudno oczekiwać inwestycji w infrastrukturę tego typu, skoro władze Warszawy nie są prosportowo nastawione - odpowiedział Guział. Dodał, że jemu sport jest bliski na tyle, że w niedzielę wziął udział w... Półmaratonie Warszawskim, pokonując 21 km. Majewski przyznał, że dobrze się mu na Ursynowie mieszka, choć musiał zrezygnować z pasji, jaką jest astronomia. - Uwielbiam obserwować niebo, ale luneta musiała zostać w rodzinnym Słończewie. W stolicy nawet nocą jest zbyt jasno. Cieszę się, że w nadchodzące święta spędzę trochę czasu w domu - wyjaśnił absolwent Instytutu Politologii Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, którego nadal interesują historia i polityka. - Moje życie nie kręci się tylko wokół sportu. Oglądam programy publicystyczne, dużo czytam. Staram się zacząć dzień od kanałów informacyjnych lub sprawdzenia wiadomości w internecie, a potem ruszam na trening - dodał. Anna i Tomasz Majewscy są małżeństwem od trzech lat. Pod koniec kwietnia 2012 roku przyszedł na świat ich syn - Mikołaj. To jej i dziecku podopieczny Olszewskiego zadedykował złoty medal olimpijski, który w sierpniu wywalczył w Londynie.