W Szczecinie 13-latek zgwałcił 9-latka. Kolejny nastolatek nagrał to komórką i sprzedawał film kolegom w szkole. Policja sprawę przekazała do sądu rodzinnego. Stanisław Denis kieruje stowarzyszeniem "Erka", które pomaga młodzieży ze środowisk patologicznych, uzależnionej od alkoholu, narkotyków, ofiarom przemocy fizycznej emocjonalnej i seksualnej w rodzinie. PAP: Zaskoczyła pana ta informacja? Czy takie rzeczy często się zdarzają? S. Denis: W niektórych środowiskach takie zachowania seksualne wśród dzieci to norma. W środowiskach dysfunkcyjnych są na porządku dziennym. Wychodzą na jaw, jak ktoś je upowszechni - jak to stało się w Szczecinie. Chłopcy, którzy to zrobili - tak jak ich ofiara - wymagają długiej, intensywnej psychoterapii. Są silnie zaburzeni emocjonalnie i bez konkretnej pomocy nie ma najmniejszych wątpliwości, że takie rzeczy powtórzą. Jeśli pójdą teraz do poprawczaka, to stanie się tam bohaterami i to ich zachęci do kolejnych takich czynów. PAP: Czy sprawcy pochodzą z rodzin patologicznych? S.D.: Najprawdopodobniej z rodzin dysfunkcyjnych, ale niekoniecznie. Pani nawet sobie nie wyobraża jakie rzeczy dzieją się w tzw. normalnych rodzinach. Silnie zaburzone dzieci z takich rodzin trafiają pod opiekę naszego ośrodka, po tym jak robiły rzeczy, od których włos się jeży na głowie. To nieszczęśliwe dzieci, pozostawione same sobie. Nie mają co ze sobą zrobić. Po lekcjach wystają w bramach, bawią się komórkami, piją i sięgają po narkotyki. To dobre dzieci, tylko coś musiało wydarzyć się w ich życiu, co sprawia że robią takie rzeczy. Może ten 13-latek był molestowany seksualnie, może był świadkiem przemocy w rodzinie, może powtórzył to, czego się nauczył? PAP: Czego najbardziej brakuje, poza zagospodarowaniem czasu wolnego dzieciom? S.D.: Nie mają autorytetów. Rodzice w pogoni za pracą nie mają czasu, by nimi się zajmować, a w mediach teraz też nie ma autorytetów, pozytywnych wzorców osobowych. Kto jest teraz autorytetem? Ten, kto pokazuje się w mediach, bo zrobił coś szokującego - i to nieważne, czy dobrego, czy złego. Te dzieci mają zachwiane postrzeganie świata i nie odróżniają dobra od zła. PAP: Dlaczego robią takie rzeczy? S.D.: Bo za wszelka cenę chcą zwrócić na siebie uwagę. Popisują się. Wołają: "patrzcie na mnie, ja tu jestem, też jestem ważny"; robią to każdą metodą, dla nich nie ma znaczenia, czy kogoś krzywdzą przy tym, czy robią coś społecznie nieakceptowanego. A z pornografią dzieci oswajają się w internecie od najmłodszych lat, ściągają sobie filmiki i wymieniają się nimi. Pewnie część z tych, co oglądała zapis tego czynu w telefonie, myślała, że to kolejny film z internetu. PAP: Czy media powinny nagłaśniać takie sytuacje? S.D.: Uważam, że tak. Powinny mówić, że takie rzeczy są złe i czeka za nie kara. Dzieci z normalnym postrzeganiem świata zrozumieją, że tak nie powinno się robić. Zwłaszcza, gdy porozmawiają o tym z rodzicami. PAP: A co mogą zrobić rodzice, by ustrzec dzieci przed takimi sytuacjami? S.D.: Rozmawiać. Bardzo dużo rozmawiać z dzieckiem i jeżeli coś zaniepokoi w jego zachowaniu, iść z nim po pomoc do terapeuty. Dziecko potrzebuje wysłuchania i zrozumienia. Dzieci bardzo oddalają się od rodziców; obserwuję, jak ta przepaść z każdym rokiem pogłębia się. To powoduje poszukiwanie przez dziecko zastępczego, dostępnego autorytetu, którym czasami stają się osoby ze środowisk kryminogennych, w których relacje podstawowych wartości są silnie zachwiane. Rozmawiała Katarzyna Szylińska