Jak poinformował rzecznik prasowy Grupy Medicover w Polsce Bartosz Maciejewski, z informacji, otrzymywanych na bieżąco wynika, że "lekarze wystawiają recepty zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia", wpisując procent refundacji obok nazwy leku. Jak dodał, lekarze "wspomagają się elektronicznym system Medicover, w którym widzą odpowiedni poziom refundacji dla danego leku". Także dyrektor medyczny Grupy LUX MED Barbara Gad-Karpierz potwierdziła, że w placówkach tej grupy pacjenci obsługiwani są zgodnie z obowiązującymi przepisami. - Przygotowaliśmy dla lekarzy specjalne rozwiązanie informatyczne umożliwiające szybką weryfikację aktualnego zakresu refundacji poszczególnych leków - dodała. - Pomimo takiego narzędzia sprawdzanie nowej listy oraz nowe wymogi przypisania na recepcie każdemu preparatowi poziomu refundacji znacznie wydłużają czas wizyty, który lekarz musi poświęcić na czynności administracyjne - dodała. Pacjenci lekarzy m.in. z Porozumienia Zielonogórskiego i OZZL od 1 stycznia otrzymują recepty z pieczątką: "Refundacja do decyzji NFZ". Lekarze nie określają poziomu refundacji leków. Według PZ takie pieczątki stawia na receptach 75 proc. lekarzy, a protest popierają Okręgowe Rady Lekarskie. Resort zdrowia ani NFZ nie udzielają informacji na temat skali protestu. Lekarze protestują w takiej formie przeciwko zbyt restrykcyjnym, ich zdaniem, przepisom dotyczącym refundacji leków. Podkreślają, że nowe przepisy refundacyjne (obowiązujące od 1 stycznia) narzucają na nich obowiązki biurokratyczne, które zabierają czas na leczenie pacjenta i są zagrożone drakońskimi karami, np. jeżeli lekarz błędnie wypisze receptę, będzie zobowiązany do zwrotu nienależnej refundacji. Lekarz będzie też ponosił odpowiedzialność finansową w przypadku, gdy na recepcie wpisze niewłaściwy poziom refundacji leku. Protestujący chcą spotkania z premierem Donaldem Tuskiem.