Mały Miłosz od urodzenia leży w szpitalu. Cierpi na miopatię, czyli ogólne zwiotczenie mięśni z niewydolnością oddechową. To bardzo rzadka choroba genetyczna. Jednak rodzice dowiedzieli się o tym od lekarzy dopiero kilka dni temu. Wcześniej nie udzielano im żadnych szczegółowych informacji. Ponadto usłyszeli, że nie ma możliwości dalszego leczenia w Polsce. Znaleźli szpitale w Niemczech i Anglii, lecz nie mogą u nas otrzymać wszystkich wyników badań, o które pytają zagraniczni lekarze. Aby transport dziecka miał sens, najpierw trzeba wysłać pełną dokumentację lekarską. "Oburza nas to, jak w szpitalu rozmawia się z rodzicami. Mówią nam, że nie można już ratować dziecka, bo to beznadziejny przypadek. Ale my odpowiadamy, że nasze dziecko będzie zdrowe" - mówi mama chłopca. "Rokowania co do życia Miłosza są trudne do określenia. To przypadek miopatii niemal niespotykany. Miłosz nie będzie zdrowym dzieckiem" - twierdzi jednak szefowa OIOM-u przy Litewskiej doc. Bogumiła Wołoszczuk-Gębicka. Jak dodaje, chłopiec zostanie na OIOM-ie, dopóki nie będzie zgody rodziców na zabranie go do placówki opiekuńczej lub do domu, gdzie chcą go zabrać jego bliscy. Nie wiadomo, jaki będzie dalszy los dziecka. NFZ nie finansuje takiego leczenia, a rodzice bardzo chcą uratować swoją pociechę. Swoją walkę o jego zdrowie opisują na blogu, który można znaleźć pod adresem: milodol.homestead.com. Cała historia małego Miłosza w czwartkowym "Życiu Warszawy".