Zdobyć zwolnienie chorobowe to nie problem - twierdzą pracownicy z Warszawy. - Ważne, żeby nie chodzić do lekarzy z NFZ, bo ci strasznie skąpią zwolnień - ostrzega Marcin pracujący w podwarszawskim magazynie. Dużo łatwiej zdobyć je podczas prywatnej wizyty. W niektórych gabinetach istnieją nieformalne cenniki, np. za zwolnienie do 7 dni płacimy 50 zł, do 14 dni - 70 zł, a ponad dwa tygodnie odpoczynku to koszt 100 zł. Jak wynika z danych firmy Work Service, w zeszłym roku przechorowaliśmy na Mazowszu ponad 25,5 mln dni, co kosztowało pracodawców 2,88 mld zł. - Przełożeni coraz częściej chcą wiedzieć, dlaczego pracownicy chodzą na zwolnienia - mówi dyrektor działu rozwoju rynków w Work Service Krzysztof Inglot. Nie mniej ważny od przyczyny jest czas, kiedy zatrudnieni chorują. - W Warszawie przyrost liczby zwolnień możemy zaobserwować np. podczas różnych świąt czy Nowego Roku - mówi Krzysztof Inglot. Z badań wynika, że przeciętne zwolnienie trwa 12 dni. - Nie są to więc krótkie, kilkudniowe zwolnienia na klasyczne infekcje, tylko dłuższe, które mogą sugerować wykorzystywanie ich w innym celu, np. szukania pracy czy "dorabiania na czarno" - mówi Wioletta Żukowska ze stowarzyszenia Pracodawcy.pl. Zwolnienia kontrolowane są przez ZUS. - Zarówno w kwestii zasadności zwolnień, jak i sposobów ich wykorzystania mamy zastrzeżenia średnio co do dziesiątego L4 - mówi rzecznik ZUS Jacek Dziekan. Co ciekawe, problem zwolnień dotyczy głównie osób dostających średnią pensję. - Menedżerowie i specjaliści rzadko korzystają ze zwolnień. Czasem wolą przyjść do pracy z chorobą, niż "zawalić" terminy - mówi Krzysztof Inglot.