Początek roku szkolnego za nami, ale nie wszyscy warszawscy uczniowie mogą pochwalić się pełnym umundurowaniem. Z kontroli, którą między 1 a 10 października przeprowadzili inspektorzy mazowieckiego kuratorium oświaty, wynika, że uczniowie 208 z 643 szkół w województwie nie mają jeszcze jednolitych strojów. - Zawiniły firmy, które próbowały zdążyć z produkcją, ale im się nie udało - tłumaczy Barbara Tomkiewicz, rzecznik kuratorium. Ilość, nie jakość To właśnie pośpiech jest winny złej jakości mundurków szkolnych. - Moja wnuczka chodzi do podstawówki, a wygląda jak więzień. Ma szarą, powyciąganą i prującą się koszulkę polo oraz wstrętny polar z taniego materiału - mówi Ewa Woźniak, babcia uczennicy trzeciej klasy Szkoły Podstawowej nr 1 w Kobyłce. - Kupiliśmy jeden zestaw za 78 zł i po miesiącu wygląda jak szmata do podłogi. - Rodzice, jeśli mają problem, powinni się z nim zwrócić do wychowawcy, a nie do mediów. To, że popruła się nitka, nie świadczy wcale o złej jakości... - bagatelizuje problem dyrektor placówki Urszula Nieupokojew. Innego zdania są jednak sami producenci, którzy anonimowo przyznają, że musieli postawić na ilość, a nie na jakość. - Mundurki w tym roku musiało włożyć cztery miliony uczniów - tłumaczą. - Do kas producentów miało z tego wpłynąć 200 mln zł, z czego sam zysk miał wynieść nawet 60 mln! Nic dziwnego, że firmy chciały uszczknąć z tej kwoty jak najwięcej, szyjąc jak najwięcej... - Mojego zakładu to nie dotyczy, ale wiem, że niektóre firmy stosują materiał gorszy niż stylon, z którego były szyte za PRL-u fartuchy. Skóra w ogóle w nim nie oddycha. I to faktycznie jest skandal - mówi pani Bożena, krawcowa. Zależy od ceny Dla rodziców marna jakość oznacza jedno - dodatkowe koszty. Schodzone mundurki trzeba bowiem wymienić na nowe. - My tego problemu nie mamy, bo przy wyborze strojów zainwestowaliśmy. Kupiliśmy droższe, ale wytrzymałe - mówi pani Marta, mama Tomka. - Zdecydowaliśmy się na firmę, która uszyła partię mundurków na wzór angielski. Za zestaw z plamoodopornych tkanin poliestrowych trzeba było zapłacić 200 zł. - Nie wszystkich na to stać! Mundurki wprowadzono do szkół publicznych, a tu nie wszyscy mają nawet na zakup podręczników, a co dopiero strojów - oburza się Anna Lidia Brzywca, dyrektorka Gimnazjum nr 112 we Włochach. Szkoły mogły same zdecydować, za ile kupią mundurki. Większość wybrała takie, których cena nie przekraczała 50 złotych. To dlatego, że rodzice, których dochód w rodzinie nie przekraczał 351 zł netto na osobę, mogli liczyć na jednorazowe dofinansowanie w tej wysokości. - Cena 50 złotych za prawie kompletny strój (koszulka, sweter i plisowana spódnica) to bardzo mało - mówi Maria Sokołowska, stylistka. - Nie wiem, co można za to uszyć... Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów poinformował nas, że jeżeli materiał na mundurki pozostawia wiele do życzenia, np. szybko się mechaci i rozciąga, można interweniować u producenta z żądaniem wymiany wadliwego towaru. - Trzeba wziąć ze szkoły rachunek i z nim domagać się reklamacji - mówi Aleksandra Frączek, prawnik z Federacji Konsumentów. Sandra Borowiecka sandra.browiecka@echomiasta.pl