W biurze polityka tłumaczą to zerwaniem przez kogoś szyldu znad wejścia. Zgłosili to na policję. Ale strażnicy zastanawiają się: "może posłowie powinni wynająć prywatne firmy ochroniarskie do pilnowania swoich biur, jeśli czują się zagrożeni, a nie obarczać tym nas"? - Dotychczas nie mieliśmy takich zadań. Może policja to robiła? Nie wiem. Kiedy pilnujemy biura, to nie ma nas w innym miejscu miasta. A co się stanie, jeśli będziemy musieli obstawić biura wszystkich posłów? - pyta jeden z funkcjonariuszy. Rzeczniczka SM Monika Niżniak mówi, że to na wniosek policji, strażnicy wykonują te zadania, ale zapewnia, iż nie ma tam stałego posterunku. Straż została zobowiązana do wpisania tego rejonu jako miejsca zagrożonego i objęcia go nadzorem. - Jednocześnie straż została zobowiązana do pisemnego powiadomienia policji z przebiegu przeprowadzonych kontroli. Założona więc została tzw. karta kontroli miejsca zagrożonego. Miejsce to jest częściej, podkreślam rotacyjnie, kontrolowane przez patrole. Po upływie dwóch tygodni, jeśli odnotowany jest spadek liczby zdarzeń negatywnych lub stwierdza się ich brak, zamykana jest karta kontroli - wyjaśnia Niżniak.