Zdaniem policji organizatorzy przejażdżek nie mieli prawa do tego typu działalności. Co więcej, jak się okazuje, korzystali z kradzionego silnika. Po sprawdzeniu w bazie rzeczy utraconych okazało się, że silnik został ukradziony kilka lat temu z okolic Włocławka - powiedział Marcin Szyndler ze stołecznej policji. Prezes fundacji "Ja Wisła" Przemysław Pasek tłumaczy, że silnik pożyczył od swojego brata, który kupił go kilka lat temu i ma fakturę zakupu. Teraz i brat prezesa może mieć problemy - prawdopodobnie zostanie mu postawiony zarzut paserstwa. Działalności fundacji, która jest właścicielem statku, wnikliwie przygląda się również stołeczny ratusz, który dopłacił do organizacji rejsów kilkadziesiąt tysięcy złotych.