Minister Infrastruktury podpisał rozporządzenie w sprawie instalowania na budynkach wielorodzinnych reklam i innych urządzeń niezwiązanych z użytkowaniem mieszkań. Na taką informację część warszawiaków czekała z niecierpliwością. Będzie widno Nastanie kres olbrzymich płacht reklamowych zawieszonych na budynkach i zasłaniających okna. - Czuję się przez nie jak w więzieniu - mówi wprost Joanna Michalewska, mieszkanka jednego z bloków w centrum Warszawy. - W dzień ciemno, praktycznie cały czas muszę mieć włączone lampy. Boję się wyciąć w reklamie dziurę, bo jeszcze zostanę oskarżona o zniszczenie czyjejś własności - denerwuje się pani Joanna. - A w nocy spać nie można przez wycelowane prosto w okna reflektory, które podświetlają reklamy - wtóruje jej sąsiad, Robert Siwko. - Jednym słowem, dyskoteka - skarży się. Walczyć z płachtami reklam nie jest łatwo. Już nie raz mieszkańcy zasłoniętych bloków wytoczyli pozwy, które sąd odrzucił. Teraz jednak mogą odetchnąć. Podpisane przez Ministra Infrastruktury rozporządzenie weszło w życie 10 grudnia. Dzięki niemu reklamy mają już więcej nie przesłaniać okien, choć nie nastąpi to od razu. - Efekty zobaczymy tak naprawdę za półtora roku. Rozporządzenie nie zmieni przecież umów już zawartych, a firmy muszą mieć czas na dostosowanie się do nowo obowiązującego prawa - tłumaczy Marcin Rutkiewicz ze stowarzyszenia "Miasto Moje a w Nim", które walczy o porządkowanie przestrzeni publicznej. Od zakazu umieszczania reklam na budynkach mieszkalnych będą jednak wyjątki. Jeśli zarządca budynku zdecyduje się na remont, to na czas trwania prac okna będą mogły być zasłonięte. Reklamy będzie można wieszać na szczytach budynków, na oknach lokali użytkowych i klatek schodowych. Wykorzystują luki w prawie To jednak dopiero pierwszy krok. Agencje reklamowe sprytnie wykorzystują luki w polskim prawie. Reklamy wyświetlane z rzutnika umieszczonego przykładowo na samochodzie to jeden ze sposobów na obejście prawa. W takim przypadku firmy nie muszą starać się o żadne pozwolenia, ponadto za taką formę reklamy nie płacą ani grosza. Żaden budynek nie jest nietykalny. - Film reklamowy widziałem niedawno wyświetlany na elewacji kościoła przy placu Trzech Krzyży - przyznaje pan Piotr mieszkający blisko centrum Warszawy. - W takich wypadkach prawo jest po prostu bezradne. Dopóki reklama jest nią tylko w przypadku odpowiedniego nośnika, przykładowo bilbordu, nic nie można zrobić. Trzeba jasno określić, że reklama to przekaz informacyjny. Nowe technologie to przecież w rękach agencji reklamowych potężna broń - wyjaśnia Marcin Rutkiewicz ze stowarzyszenia "Moje Miasto a w Nim". Pomocne byłoby także stworzenie "przestrzeni wizualnej", która jasno określałaby w jakich miejscach mogą stanąć reklamy. ZDM też nie dał rady Do niedawna miejscem wolnym od bilbordów były tzw. pasy drogi, znajdujące się przy ruchliwych wylotówkach. Zarząd Dróg Miejskich sukcesywnie czyścił je z ogromnych reklam. Mimo walki, niestety poległ. Pracownicy ZDM-u tłumaczą, że brakuje rąk do pracy - zaledwie siedem osób zajmuje się czyszczeniem Warszawy z bilbordów. Wojnę reklamom wypowiedział jednak Zarząd Transportu Miejskiego. Na nowych i wyremontowanych tramwajach i autobusach wprowadził zakaz naklejania folii szczelnie zasłaniających okna. Mieszkańcy Warszawy nie kryją zadowolenia. - Wreszcie będzie spokój, można było oślepnąć od tych wielkich kolorowych reklam. W godzinach szczytu czułem się niemal atakowany przez reklamy. Albo bilbordy, albo ogłoszenia na tramwajach. Po prostu koszmar - podsumowuje Jędrzej, mieszkaniec stolicy. ZTM zapowiada, że do końca 2010 roku tego typu nośniki mają zniknąć ze wszystkich środków komunikacji miejskiej.