W środę w stolicy kilkuset związkowców protestowało przed Pałacem Kultury i Nauki w obronie stoczni Gdańsk i swoich miejsc pracy. W tym czasie w Pałacu odbywał się kongres Europejskiej Partii Ludowej. Stoczniowcy rzucali petardy, palili opony, spalili również kukłę przedstawiającą premiera Donalda Tuska. Podczas manifestacji doszło do starć demonstrantów z policją. Funkcjonariusze użyli pałek i gazu pieprzowego. W wyniku starć poszkodowanych zostało ponad 25 osób, w tym pięciu policjantów. Część z tych osób w wyniku działania gazu doznała podrażnienia oczu i górnych dróg oddechowych. Pięciu z policjantów, którzy zostali obrzuceni przez związkowców petardami, ma lekkie poparzenia. W czwartek kilkunastu pracowników Stoczni Gdańskiej zgłosiło się na obdukcje lekarskie. Twierdzą, że do tej pory odczuwają skutki użycia wobec nich "dziwnej substancji". Przewodniczący stoczniowej "S" Roman Gałęzewski powiedział podczas konferencji, że "to była wyraźnie zaplanowana akcja policji wobec stoczniowców". Działacz podejrzewa, że jest to efektem "jakichś rozgrywek w tym rządzie, albo chciano wypróbować nowe środki na stoczniowcach". Komenda Główna Policji odpiera zarzuty stoczniowców i zapewnia, że działania funkcjonariuszy i środki przez nich użyte podczas demonstracji były adekwatne do sytuacji i zgodne z prawem. - Z zarejestrowanych obrazów wyraźnie widać, kto był stroną atakującą. Manifestujący nie reagowali na wezwania policji, przerwali linię płotu i zbliżyli się do kolejnych barierek - powiedział rzecznik KGP podinsp. Mariusz Sokołowski. Policja dementuje informacje, jakoby podczas demonstracji użyto innych gazów niż pieprzowy. - Gaz pieprzowy, jedyny taki środek w dyspozycji policji, nie zagraża życiu lub zdrowiu człowieka. Jest to jeden z najmniej uciążliwych środków. O wiele bardziej niebezpieczny jest dym i toksyny z palących się opon - powiedział Sokołowski. Wicepremier i szef MSWiA Grzegorz Schetyna poinformował, że komendant główny policji gen. insp. Andrzej Matejuk powołał komisję do wyjaśnienia przebiegu manifestacji. - Była próba przedostania się przez płoty i agresywne zachowanie demonstrantów, dlatego policja musiała zareagować i zareagowała - ocenił. Schetyna zaznaczył, że stoczniowcy otrzymali pozwolenie na demonstrację od urzędu miasta, gdyż miała to być pokojowa manifestacja. - Po kilkunastu minutach umowa została złamana i pojawiła się agresja, zupełnie niepotrzebnie - mówił wicepremier. W wydanym oświadczeniu przewodniczący NSZZ "Solidarność" Janusz Śniadek potępił działania policji. "Kategorycznie domagamy się natychmiastowego wyjaśnienia sprawy i ukarania winnych. Tego typu prowokacja może jedynie doprowadzić do eskalacji konfliktu społecznego" - podkreślił Śniadek. Zarząd Regionu Gdańskiego NSZZ "S" rozważa złożenie do prokuratury zawiadomienia o złamaniu prawa przez policję.