Mimo apelu prezydenta Bronisława Komorowskiego, aby nie świętować Dnia Niepodległości "przeciwko sobie", w piątek w Warszawie doszło do zamieszek i starć z policją. Pierwszy incydent miał miejsce na Nowym Świecie, gdy grupa przedstawicieli organizacji lewicowych wdała się w bójkę z grupą narodowców. Policja zaczęła ich rozdzielać; doszło wtedy do ataku na funkcjonariuszy. Przedstawiciele organizacji lewicowych, niektórzy w kapturach, zabarykadowali się w kawiarni. Po kilku godzinach zostali wyprowadzeni przez policjantów do furgonetek. Zamaskowani demonstranci Do poważniejszych starć doszło przy okazji zorganizowanego przez środowiska narodowe "Marszu Niepodległości". Jeszcze przed jego rozpoczęciem ok. godz. 15.00 grupy zamaskowanych osób atakowały kordon policji, oddzielających ich od odległego o kilkaset metrów wiecu środowisk antyfaszystowskich. Wiec pn. "Kolorowa Niepodległa" zablokował ul. Marszałkowską, uniemożliwiając przemarsz narodowców. Ruszyli oni zatem bocznymi ulicami pod pomnik Romana Dmowskiego na Placu na Rozdrożu. Po godz. 17.00 marsz tam rozwiązano. Atakowano funkcjonariuszy Policję atakowano kamieniami, petardami, kostką brukową i butelkami. Funkcjonariusze użyli armatek wodnych, pałek i gazu łzawiącego. Agresja napastników kierowała się także na media: pobito fotoreportera, na pl. Na Rozdrożu spalono dwa samochody TVN; uszkodzono także wozy Polsatu, Polskiego Radia i innych mediów. Zamieszki to efekt prowokacji osób, które chciały oczernić marsz - twierdzi prezes Młodzieży Wszechpolskiej Robert Winnicki. Jak zaznaczył, "nie czuje się odpowiedzialny za prowokacje, które nie dotyczyły kolumny marszowej". Premier Donald Tusk był na bieżąco informowany o sytuacji w Warszawie - zapewnił rzecznik rządu Paweł Graś. Dodał, że szef rządu zaleci surowe karanie sprawców przemocy. "Karać z całą bezwzględnością" - Na pewno będzie zalecenie pana premiera, żeby karać zatrzymanych z całą bezwzględnością, bez względu na przynależność czy sympatie polityczne, czy narodowość. Wszyscy, którzy dopuszczali się dziś łamania prawa, muszą liczyć się z tym, że zostaną surowo ukarani - dodał Graś. W sobotę o manifestacjach podczas Święta Niepodległości premier będzie rozmawiał z ministrami sprawiedliwości oraz spraw wewnętrznych i administracji, komendantami policji - głównym i stołecznym - oraz prezydent stolicy. W reakcji na zajścia w stolicy prezydent Komorowski zlecił prawnikom prace nad znalezieniem rozwiązań, które - bez zmiany konstytucji - nowelizowałyby Prawo o zgromadzeniach. Według prezydenta, organizatorzy manifestacji powinni w większym niż obecnie stopniu ponosić odpowiedzialność za szkody i zniszczenia. Prace nad zmianami w prawie Z kolei policja ma uzyskać prawo łatwiejszej identyfikacji osób zakrywających twarze. Komorowski wyraził też żal i ból z powodu "hańbiących zachowań" podczas obchodów Święta Niepodległości. Nazwał "narodowym wstydem" zapraszanie do Polski obcokrajowców, którzy "nie są zainteresowani świętowaniem polskiej niepodległości, a urządzaniem na polskich ulicach burd i awantur". Stołeczny ratusz opracował propozycje zmian w przepisach o zgromadzeniach; w piątek wieczorem rozwiązania te przekazano prezydentowi - poinformowała prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz. Obowiązujące prawo jest zbyt liberalne - oceniła. Wśród zatrzymanych obywatele Niemiec Policja zatrzymała w stolicy ok. 200 osób, w tym obywateli Niemiec. Wieczorem warszawskie pogotowie poinformowało, że po demonstracjach do szpitali przewieziono 29 rannych. Natomiast policja podała, że w wyniku starć lekko rannych zostało 40 funkcjonariuszy. Z tej liczby 22 policjantów zostało przewiezionych do szpitali, większość z nich po udzieleniu pomocy i badaniach lekarskich opuściła placówki medyczne. Życiu żadnego z rannych nie zagraża niebezpieczeństwo. Do marszów organizowanych przez środowiska narodowe doszło w kilku miastach w Polsce; nie miały one takiego przebiegu jak w Warszawie. We Wrocławiu doszło do słownych przepychanek między narodowcami a grupą antyfaszystów.