Squattersi z kolektywu Elba zajęli pustostan przy ul. Elbląskiej cztery lata temu. W piątek pracownicy służby ochroniarskiej wynajętej przez właściciela terenu spółkę Stora Enso próbowali przemocą usunąć squattersów z działki. Interweniowała też policja i straż miejska. - W żaden sposób nie kwestionujemy prawa właściciela do tej działki, zszokowało nas zachowanie właściciela i osób odpowiedzialnych za to, co się stało w piątek. Nie byliśmy na to przygotowani, bo nikt wcześniej nie zwrócił się do nas z prośbą o opuszczenie tego miejsca - powiedział członek kolektywu Elba i mieszkaniec żoliborskiego squatu Wojciech Wojtaszewski. Po piątkowej interwencji obie strony jednak się porozumiały. Wojtaszewski poinformował, że do pierwszego spotkania squattersów z przedstawicielami spółki doszło w poniedziałek. Według niego, właścicielowi zależy na odzyskaniu działki, dlatego kolektyw Elba będzie prawdopodobnie musiał opuścić squat. - Często padają zarzuty, że włamaliśmy się i zagarnęliśmy czyjąś własność - mówił Wojtaszewski. Jak jednak utrzymuje, squattersi zajęli pustostan cztery lata temu w porozumieniu z właścicielem. - Były nawet momenty, że właściciel chciał z nami podpisać umowę, niestety rozmowy zostały zerwane. Był dialog, wszystko przerwały te piątkowe wydarzenia - zaznaczył. - To, czy Elba zostanie w murach przy ul. Elbląskiej, czy w innym miejscu, jest sprawą drugorzędną - podkreślił. - Uważamy się za bardzo kreatywnych ludzi i pomysłów na nowe miejsce mamy bardzo wiele, Elba przetrwa - dodał. Sprawa squatu przy ul. Elbląskiej pokazuje, że ratusz jest niechętny kulturalnym inicjatywom, podejmowanym przez mieszkańców samodzielnie i niezależnie od władz miasta - oświadczył squatter, nawiązując do piątkowej wypowiedzi Hanny Gronkiewicz-Waltz dla Polsatu News. Prezydent miasta stwierdziła wówczas, że squaty to miejsca niebezpieczne, ponieważ jego mieszkańcy "piją, palą papierosy i od tego robi się pożar". Rzeczniczka ratusza Agnieszka Kłąb podkreśliła, że władze miasta są gotowe na dialog z członkami kolektywu, jednak dotychczas nikt ze squattersów go nie podjął. - Jesteśmy otwarci na rozmowy, ale na rozmowy, a nie na przypisywanie jednej wypowiedzi winy za całą sprawę - powiedziała. Ratusz jest gotowy pomóc squattersom w poszukiwaniu nowego miejsca, Kłąb zaznaczyła jednak, że "trudno będzie znaleźć nowe miejsce zupełnie nieodpłatnie". Wojtaszewski zadeklarował, że squattersi także chcą rozmawiać z miastem. - Najważniejsze jest to, żeby władze miasta dostrzegły coś takiego, jak kultura alternatywna - podkreślił. Członkowie Elby starali się pokazać dziennikarzom i warszawiakom zgromadzonym na sobotniej konferencji w squacie przy ul. Elbląskiej, że Elba jest miejscem przyjaznym i kulturalnym. Z kolei w poniedziałek squattersi zorganizowali happening przed budynkiem noclegowni na ul. Stawki. Chcieli udowodnić władzom miasta, że w noclegowniach nie ma miejsca dla kultury alternatywnej. - Elba ma ogromne osiągnięcia na polu muzycznym, zorganizowała więcej otwartych, darmowych koncertów niż wszystkie warszawskie domy kultury razem wzięte - powiedział muzyk Maciej Szajkowski z Kapeli ze Wsi Warszawa. Squatting to niezależny nurt działań kulturalnych i społecznych, podejmowanych niezależnie od struktur administracyjnych. Squattersi w zaaranżowanych przez siebie opuszczonych budynkach organizują koncerty, warsztaty plastyczne, jadłodajnie i zajęcia edukacyjne. Są to miejsca otwarte dla publiczności, squaty mogą służyć turystom jako hotele. Największe centra kultury alternatywnej mieszczą się w miastach zachodniej Europy, kilkaset squatów działa w Barcelonie, Berlinie i Amsterdamie.