Bez współpracy kogoś z wewnątrz, bank był praktycznie nie do obrabowania - powiedział rzecznik Komendy Stołecznej Policji Dariusz Janas. - Był pełen monitoring. Wszędzie zamontowane kamery. Były wszędzie czujki, zarówno wstrząsowe, sygnałowe, ruchowe, świetle. Okazało się jednak, że jeden z pracowników ochrony w momencie, gdy załączał się alarm, po prostu go rozkodowywał tak, żeby alarm nie dotarł do centrum monitoringu - dodał Janas. - Zarząd Powszechnego Banku Kredytowego powołał specjalny zespół, który wyciągnie wnioski z wydarzeń ostatniej nocy - powiedział wczoraj sieci RMF FM rzecznik PBK Marek Kłuciński. Rzecznik dodał też, że pracownicy w spółce ochroniarskiej, która czuwa nad bezpieczeństwem PBK, ciągle są weryfikowani. - Tam jednak pracuje ponad półtora tysiąca osób i ten proces musi jeszcze potrwać - powiedział nam Kłuciński. - Postaramy się jeszcze raz przyjrzeć się temu procesowi i kryteriom, które są uwzględniane po to, żeby co najmniej zminimalizować, bo trudno będzie całkowicie wykluczyć takie przypadki nieuczciwości. Nieuczciwości nikt nie ma wypisanej na twarzy - powiedział Kłuciński. Policja ma kasety, na których jest nagrany napad. Filmy są teraz analizowane i będą dowodami. Jak do tego doszło, że do ochrony banku zostali zatrudnieni ludzie o bardzo wątpliwej reputacji? Nasz reporter Marcin Firlej szukał odpowiedzi na to pytanie: - Sprawcy Ci mogą mieć coś wspólnego w ogóle z napadami na banki na terenie całej Polski, ponieważ byli do tego świetnie przygotowani po względem sprzętowym, mieli broń - powiedział wczoraj Janas. Dodajmy, że policja ustala, czy ten nieudany napad ma związek z tragedią, do której doszło kilka miesięcy temu w warszawskim oddziale Kredyt Banku. Wówczas podczas napadu zginęły 3 pracownice i ochroniarz banku.