- Sprawa została skierowana do ponownego rozpoznania przez sąd pierwszej instancji - poinformował rzecznik Sądu Apelacyjnego w Lublinie Cezary Wójcik. Ewa Dedo, córka Bolesława (zmarł w 1998 r.), wystąpiła o 500 tys. zł odszkodowania i zadośćuczynienia. Sąd Okręgowy w Radomiu uznał, że nie przysługuje jej ono, ponieważ Bolesław Dedo nie został uniewinniony przez Sąd Najwyższy ani też jego kara nie została złagodzona. To orzeczenie w lutym ub. r. utrzymał w mocy Sąd Apelacyjny w Lublinie, wskazując, że gdyby Dedo sądzony był bez stosowania trybu doraźnego, najwyższym zagrożeniem byłaby kara dożywocia - a taką ostatecznie mu wymierzono. W marcu Sąd Najwyższy uchylił wyrok lubelskiego sądu. Uzasadniając orzeczenie SN, sędzia Andrzej Ryński mówił, że przy ponownym rozpoznaniu sprawy sąd będzie musiał rozważyć, jaka kara za zarzucany Dedo czyn powinna i mogłaby zapaść. - Na pewno nie byłaby to jednak kara dożywocia - zaznaczył. Wskazał też na przepis Kodeksu postępowania karnego, według którego oskarżonemu przysługuje odszkodowanie, jeżeli "po uchyleniu skazującego orzeczenia postępowanie umorzono wskutek okoliczności, których nie uwzględniono we wcześniejszym postępowaniu". Jak powiedział Wójcik, sąd apelacyjny uznał we wtorek, że to sąd pierwszej instancji powinien ustalić wszystkie okoliczności dotyczące m.in.: tego, jaka kara powinna być wymierzona oskarżonemu; czy kara, jaką wobec niego wykonano, była zbyt wysoka; czy i jakie odszkodowanie przysługuje jego córce. Pełnomocnik córki skazanego mec. Dariusz Pluta powiedział, że lubelski sąd przyjął, iż "trzeba przeprowadzić postępowanie dowodowe w kierunku ustalenia wielkości roszczeń odszkodowawczych". - Wyrażam nadzieję, że po dotychczasowych orzeczeniach SA i SN sąd okręgowy dosyć szybko upora się ze sprawą i wyda wyrok sprawiedliwy oraz satysfakcjonujący moją klientkę - dodał. Bolesław Dedo był dyrektorem spółdzielni "Przyszłość" w Radomiu, która w latach 50. zajmowała się garbowaniem skór. W sprawie "afery skórzanej" razem z nim oskarżono 16 osób. - Zajmowali się garbowaniem skór, które kupowali na wsi poza przydziałem, następnie przewozili do Radomia. Z dobrze wygarbowanej skóry mogło być pięć metrów, a mogło i siedem. Oni nadwyżki zabierali i sprzedawali - mówiła w 2009 r. Ewa Dedo. W 1960 r. Dedo został skazany na karę śmierci; dwóch oskarżonych skazano na dożywocie, a resztę na kary od 5 do 15 lat więzienia, kary grzywny od 100 do 300 tys. zł, utratę praw publicznych od 3 do 10 lat. Dedo przesiedział 88 dni w celi śmierci, po czym Rada Państwa zmieniła mu karę śmierci na dożywocie. Później wyrok został zmieniony na 25 lat więzienia. Ostatecznie Dedo wyszedł na wolność po 17,5 roku. W 2009 r. SN uchylił wyrok z powodu przedawnienia i śmierci skazanych. Podkreślił, że sprawa była szczególnie zawiła i nie powinna być rozpatrywana w trybie doraźnym. Nie uniewinnił ich jednak, gdyż "popełnili czyn zabroniony prawem". O Dedo w swojej autobiografii wspomina Jacek Kuroń, który siedział z nim w więzieniu. - Starszy, dystyngowany pan, chorobliwie uczciwy. Mówił niewiele, powściągliwie, o sprawie bardzo niechętnie - wspomina Kuroń. Jak napisał Kuroń, "afera skórzana rozegrała się w garbarniach, które - co podkreślała również prasa - były uważane za najlepsze w całym przemyśle". "Rok po roku uzyskiwały przechodni sztandar pracy. Plan wykonywały w około 120 procentach, zaś zupełnie niezależnie od tego - produkowały prywatnie" - pisze Kuroń. Przypomina, że "kupowano więcej surowych skór, nie uwzględniając ich w dokumentach, a ta nadwyżka przechodziła przez całą produkcję i jako nadwyżka wyrobów gotowych była sprzedawana". Zaznacza, że "całość pieniędzy szła w ręce kierownictwa afery, które je rozdzielało wśród uczestników. Za surowe skóry i robociznę oczywiście płacili". Nadużycie więc polegało na tym, że nie płacili amortyzacji i podatków. Ale nie za to oczywiście ich ukarano. Przestępstwem było to, że dokonali prywatyzacji środków produkcji" - pisał Kuroń. Jedyny po okresie stalinizmu wykonany w PRL wyrok śmierci za przestępstwa gospodarcze zapadł w 1965 r. Na karę śmierci w tzw. aferze mięsnej skazano dyrektora warszawskiego Miejskiego Handlu Mięsem, Stanisława Wawrzeckiego. Decyzję podjęto faktycznie na najwyższych szczeblach władzy - nalegać miał na to szef PZPR Władysław Gomułka.