- Składamy zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa do Prokuratury w Śródmieściu, Bemowie i na Mokotowie, ponieważ, naszym zdaniem, istnieją przesłanki do przypuszczania, że zarządy tych dzielnic popełniły przestępstwo. Chodzi o przekroczenie uprawnień, bo zarządy dzielnic zleciły dyrektorom poszczególnych placówek oświatowych przeprowadzenie likwidacji szkolnych stołówek i zastąpienie ich podmiotami prywatnymi - ajencjami - mówił Maciej Łapski z Inicjatywy Mieszkańców Warszawa Społeczna na środowej konferencji prasowej zorganizowanej przed siedzibą Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście. Takie decyzje leżą w gestii rad dzielnic i Rady Miasta - W świetle artykułu 67 Ustawy o Systemie Oświaty tylko szkoła może zorganizować szkolną stołówkę, nie może tego zrobić podmiot prywatny. Zarządy dzielnic wymuszają na dyrektorach placówek oświatowych przeprowadzenie tej reorganizacji, co oznacza, że rodzice będą ponosić wyższe koszty posiłków dzieci w szkołach. Przerzucanie na rodziców tych kosztów jest niezgodne z orzeczeniem Naczelnego Sądu Administracyjnego z października 2009 roku, które mówi jasno, że rodzice mogą płacić tylko za tzw. "wsad do kotła", a nie za prowadzenie stołówki. Zarządy dzielnic przekroczyły swoje uprawnienia, ponieważ w świetle prawa nie mogą one podejmować takich decyzji. Takie decyzje leżą w gestii rad dzielnic czy też Rady Miasta, a na pewno nie w gestii zarządów dzielnic - tłumaczył Łapski. Koszt "wsadu do kotła" na jeden posiłek to 5 zł Na konferencji prasowej obecne były też kucharki z likwidowanych szkolnych stołówek. - W naszej szkole koszt "wsadu do kotła" na jeden posiłek to pięć złotych. Udaje się nam zmieścić w tej sumie; więcej, każde dziecko, które poprosi, może dostać dokładkę, oczywiście nie mięsa, ale ziemniaków, kaszy czy surówki. Nikt nie wychodzi ze stołówki głodny. Po przejęciu stołówki przez ajenta nie można na to liczyć, wiadomo, że ajentom zależy przede wszystkim na zysku. Najprościej jest oszczędzić na jakości jedzenia, wiadomo, że dzieciom bardzo smakują potrawy z polepszaczami smaku, choć nie jest to dla nich zdrowe. Taniej jest ugotować zupę na niezdrowych kostkach rosołowych niż na mięsie, a dzieci i tak to zjedzą. W szkołach, gdzie już doszło do przejęcia stołówek przez ajentów, koszty obiadów bardzo wzrosły - jeden kosztuje około 12 zł - mówiła pani Monika, kucharka z jednej ze szkół na Bemowie. Niewesoła sytuacja kucharek Niewesoła jest także sytuacja kucharek z likwidowanych szkolnych stołówek. W umowach zawieranych z ajentami dyrekcje szkół przeważnie zawierają klauzulę o zatrudnieniu w ajencyjnej stołówce pracownic likwidowanej stołówki szkolnej. - Doświadczenie szkół, w których już są ajenci, pokazuje, że to się nie sprawdza. Ajent przeważnie chce zatrudnić swoich ludzi, nie na rękę mu pracownice, które mogą porównać jakość posiłków ajencyjnych i tych z dawnej stołówki. Ajenci zatrudniają takie pracownice na tzw. umowy śmieciowe i chwytają się każdego pretekstu, żeby je zwolnić. Przeważnie są one w wieku, gdy nie mają żadnej szansy na znalezienie innej pracy i trafiają na bezrobocie - tłumaczyła pani Monika. Głos będą mogli zabrać rodzice, pracownice kuchni... Inicjatywa Mieszkańców Warszawa Społeczna organizuje 20 czerwca w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego II Społeczną Sesję Rady Miasta Warszawy Społecznej. Głos będą mogli zabrać rodzice, pracownice kuchni, działacze społeczni, eksperci, doktoranci, studenci i mieszkańcy Warszawy. Mowa będzie o tym, w jaki sposób przebiega i na czym polega proces likwidacji szkolnych stołówek, dlaczego rodzice będą płacić więcej za obiady swoich podopiecznych, czy będą mogli kontrolować działalność ajentów odpowiedzialnych za żywienie dzieci i czy likwidacja szkolnych stołówek jest zgodna z prawem.