Wólka Soseńska, gmina Mordy. Malutka miejscowość, o której dotąd mało kto słyszał. Od trzech lat żyją tu nowi mieszkańcy. Od roku ich i wioskę podzieliły liczne skargi do policji i sprawy sądowe. - Tak się nie da żyć. To dziwni ludzie - podsumowują mieszkańcy. - Chodzą z dyktafonem i nagrywają nas. O byle co skarżą. Oni Tego jeszcze w wiosce nie było. Do policji zaczęły wpływać skargi, że ludzie mają nieuczepione psy, że mieszkańcy wywożą śmieci do lasu, że nie mają umów z PUK na odbiór śmieci. - Najgorzej ma ich sąsiad. Skarżą go, że groził im podpaleniem, że im wybija szyby. Chłop ma dozór policyjny. I dwie inne osoby we wsi. Zdaniem części mieszkańców Wólki Soseńskiej, małżeństwo zaczęło budzić w nich niepokój. - Ostatnio potraktowali człowieka gazem, potem paralizatorem. Fakt, że szedł pijany, ale paralizator, to już nie przelewki. Boimy się o swoje dzieci. Zaczęli je zaczepiać, a że w piłkę grają, a że biegną. Ale nie wszyscy mieszkańcy Wólki są tego zdania. - Uważam, że dzieje im się tu wielka krzywda - mówi pani sołtys sprzed lat. - Po prostu wieś ich nie zaakceptowała. Wieś Trudno dociec, gdzie leży granica krzywdy. Dla ludzi to nowa sytuacja: ciągać się po sądach, wzywać na sąsiada policję. Wydaje się jednak, że spirala żalu, złości i nienawiści wciąga w konflikt wszystkich po równo, że nie ma tu nikogo bez winy. - Owszem, jak mnie chciał jeden bić, to mąż go potraktował gazem. Żeby mnie za bardzo nie pobił. Mamy wybijane okna, na nasze podwórko wylewane są cuchnące nieczystości, a do psów wrzucane petardy - skarży się małżeństwo. Na dowód pokazują zdjęcie: uczepiony na łańcuchu pies, obok resztki petardy. Opowieści towarzyszą łzy. Szkoda im psów. Ale te psy, to kolejny trudny temat. Na posesji jest ich dziewięć. Dwa mają budy. Pozostałe są uczepione na zbyt krótkich łańcuchach, a za schronienie służy im oparty o drewnianą szopę kawałek eternitu. Jeden chowa się w trójkątnym drewnianym tuneliku, który jest chyba prowizoryczną budą. Dwa kolejne uwiązane obok siebie na łańcuchach, które nachodzą na siebie, plączą się. Kilka kaczek zamknięto w drewnianej skrzynce, nie mają możliwości ruchu. - Psy nie są zagłodzone, ale nie mają misek z wodą, jedzą własne odchody. Warunki bytowe są bardzo trudne, te prowizoryczne eternitowe niby-budy nie chronią przed zimnem, nie chronią przed ulewnymi deszczami, gdy ziemia nasiąka wodą i robią się kałuże. Łańcuchy są krótkie - relacjonują lekarz weterynarii Krzysztof Majchrzak i Jadwiga Konkiel, prezes Towarzystwa Przyjaciół Zwierząt AMICUS. Zwierzęta nie są agresywne, nadawałyby się do adopcji. Małżeństwo odrzuca jednak propozycję pomocy, by choćby dla części psów znaleźć nowy dom. Wysyłają inspektorów TPZ do sąsiada. Tam na trzy psy jedynie jedna buda spełnia odpowiednie kryteria. Sąsiad dostaje pouczenie i zobowiązuje się, że do końca września wykona nowe budy. Małżeństwo także decyduje, że zamiast oddania psów do adopcji zrobią psom budy. - Budy budami, ale co zrobić z tym ujadaniem? - pytają mieszkańcy wioski. - To jest sfora psów. Na drugim końcu wsi słychać ich ujadanie nocą czy już o piątej rano. Czy na to nie ma żadnego sposobu? Czy musimy być tacy bezradni? Przecież za zakłócanie spoczynku nocnego są kary. Czy sąd ich kiedyś ukarze? Reszta świata Małżeństwo zamieszkało w Wólce Soseńskiej trzy lata temu. Przez dwa lata był spokój. Ale ostatni rok, to ciągłe konflikty. Na jednej ze spraw w siedleckim sądzie, do mieszkańców podeszli jacyś ludzie. - Rozpoznali to małżeństwo. Powiedzieli, że wcześniej mieszkali u nich. I było to samo: skargi, kłótnie, wzywanie policji. Tam cała wioska świętowała, gdy się wyprowadzili. Delegacja z Wólki pojechała do gminy Kosów Lacki, żeby dowiedzieć się, co się działo, jak sobie inni radzili z tak trudną sytuacją. - Jedni mówią, że to wioska się zrzuciła i wykupiła ich gospodarstwo, by za te pieniądze kupili sobie dom gdzie indziej. Inni twierdzą, że to jakiś warszawiak kupił ich dom. Ale wyjechali stamtąd, a przyjechali do nas... Małżeństwo jest zaskoczone pytaniem, czy w poprzednim miejscu zamieszkania dochodziło do podobnych konfliktów. - Nie - twierdzi żona. Potem dodaje: - Nie aż tak. Na posterunku policji w Kosowie Lackim dowiadujemy się: - Ci państwo skarżyli ludzi często, o wszystko, o co dało się skarżyć. Wzywani byliśmy na interwencje po kilka razy w tygodniu. Dobrze załatwiona interwencja to była taka, której finał szedł po ich myśli. Jeśli nie, skargi dotyczyły policjantów. Rzeczniczka siedleckiej policji podaje liczbę skarg wypływających w tym roku (przez osiem miesięcy) z Wólki Soseńskiej. - Mieszkańcy zgłosili siedem skarg na to małżeństwo: trzy skierowano do sądu, cztery są w trakcie prowadzenia. Małżeństwo zgłosiło dwadzieścia spraw przeciwko mieszkańcom wsi. Nie możemy wykluczyć, że tych skarg będzie napływało więcej. Z naszych informacji wynika, że skargi składano także na policjantów i na prokuraturę. Trafiały one nawet do ministra Ziobry. PS. Kilka dni po wizycie w Wólce Soseńskiej otrzymałam telefon. - A kto pani powiedział o tym Kosowie? - To nie ma znaczenia, to moje źródła informacji. - No to ja założę sprawę i zgłoszę na świadka panią i burmistrza. W sądzie będzie musiała pani powiedzieć. Mariola Zaczyńska