Co pół godziny pasażerowie LOT-u czekający na swoje rejsy, a było ich już kilkuset, słyszeli jedynie komunikat, że z przyczyn "operacyjnych" loty m.in do Krakowa, Wrocławia, Rzeszowa, Katowic są opóźnione. Wśród czekających na samolot był także reporter INTERIA.PL, który starał się dowiedzieć, co to są przyczyny "operacyjne". Niestety nikt z obsługi lotniska nie chciał nam tego powiedzieć. Odmówiła komentarza także kierowniczka zmiany na lotnisku. Na prośbę pasażerów, aby sprawę wyjaśnił ktoś z jej przełożonych, odmówiła twierdząc, że gdyby go wezwała, tu cytujemy: "jutro by już nie pracowała". Według nieoficjalnych informacji, jakie udało się nam zdobyć, przyczyną takiego stanu rzeczy nie jest brak samolotów, a kłopoty z ich obsługą. Jeden z pracowników LOT-u, który prosił, aby nie podawać jego nazwiska ani stanowiska służbowego, powiedział nam, że to efekt kadrowej polityki dyrekcji LOT-u, która zamiast przyjmować ludzi do pracy, zwalnia ich. I to pomimo, że ruch na Okęciu z miesiąca na miesiąc zwiększa się.