Sprawa dotyczyła Renaty P., która wniosła do sądu pozew przeciwko swoim teściom. Pod koniec lat 80. ubiegłego wieku wraz z mężem wyjechała do USA. Tam oboje prowadzili z dużym sukcesem działalność gospodarczą w spółce, w której mieli po połowie udziałów. Część dochodów przelewali na rachunek rodziców męża do Polski i inwestowali je w nieruchomości w Polsce, co jednak wiązało się z koniecznością każdorazowego przyjazdu z USA w celu podpisania aktu notarialnego. Po to, by nie przyjeżdżać kolejny raz do Polski, Renata P. umówiła się z teściami, że na własne imię kupią kolejną nieruchomość o pow. 9,5 ha, a następnie przeniosą jej własność na synową i syna - do ich majątku wspólnego. Renta i jej mąż byli zgodnym małżeństwem. Ich relacje z jego rodzicami były bardzo dobre. Wszyscy darzyli się wzajemnym zaufaniem. Teściowa miała inne plany Jednak wbrew wcześniejszej umowie, teściowa Renaty P. kupiła w 1996 r. nieruchomość na własne imię, a w 1997 r. darowała ją synowi - do jego majątku odrębnego. Nieruchomość była kupowana z zamiarem, że zostanie na niej wybudowany duży dom rodzinny. I tak też się stało. Renata P. zaangażowała się w budowę, a teściowie współdziałali przy niej. Para się rozwiodła W 2004 r. stosunki między Renatą P. a jej mężem pogorszyły się. Gdy mąż sprzedał nieruchomości w USA i Australii należące do ich majątku wspólnego, Renata P. zleciła sporządzenie spisu tego majątku i majątku męża. Dopiero wtedy dowiedziała się, że - wbrew temu, co wcześniej sądziła - nieruchomość kupiona przez teściową w 1996 r. należy do majątku odrębnego jej męża. W 2005 r. Renata P. wniosła pozew o rozwód, a dwa lata później ich małżeństwo zostało rozwiązane. W 2008 r. były mąż przeniósł własność tej nieruchomości na swoich rodziców. Renata P. myślała, że nieruchomość należy ciągle do jej byłego męża i dlatego, gdy przypadkowo - jak potem twierdziła - dowiedziała się o tym, że właścicielami nieruchomości stali się jej byli teściowie, wystąpiła przeciwko nim w 2009 r. do sądu. Żądała, by przenieśli na nią połowę udziałów w tej nieruchomości. W sądzie teściowie argumentowali, że roszczenie Renaty P. już się przedawniło, bo upłynęło 10 lat, licząc od dnia, kiedy teściowa darowała nieruchomość synowi. Sąd I instancji uznał jednak, że w tej konkretnej sytuacji taki argument jest sprzeczny z zasadami współżycia społecznego i jest nadużyciem prawa, które w myśl art. 5 kodeksu cywilnego (k.c.) nie zasługuje na ochronę. Dlatego sąd uwzględnił żądanie Renaty P. Sąd II instancji zmienił ten wyroki - właśnie z powodu przedawnienia. Uznał, że Renata P. niepotrzebnie zwlekała z dochodzeniem swoich praw. Jest przecież przedsiębiorcą i można oczekiwać od niej większej dbałości o swoje interesy - wytknął sąd. "Nie było podstaw do szczególnej ostrożności" W piątek Sąd Najwyższy uchylił wyrok sądu II instancji. Przede wszystkim zwrócił uwagę na braki w ustaleniach faktycznych. - Sąd II instancji przyjął, że w 2009 r. roszczenie powódki było przedawnione, ale nie ustalił, kiedy rozpoczął się bieg przedawnienia - mówił sędzia Dariusz Zawistowski. Zwrócił uwagę na to, że przez długi czas nieruchomość nie należała do teściów Renaty P., tylko do jej męża. A bieg przedawnienia roszczeń, które przysługują jednemu małżonkowi wobec drugiego, ulega zawieszeniu na czas trwania małżeństwa - podkreślił sędzia. Nawet jednak, gdyby przedawnienie biegło nieprzerwanie, to Renata P. miała prawo oczekiwać, że sąd nie uwzględni upływu przedawnienia, właśnie ze względu na art. 5 k.c., czyli zasady współżycia społecznego - uznał SN. Dlatego - zdaniem sądu - nie można zarzucać Renacie P., że była bierna w dochodzeniu swoich praw. - Skoro jej stosunki z mężem i teściami były do 2004 r. bardzo dobre, skoro rodzina współdziałała ze sobą, nie było podstaw do szczególnej ostrożności i sprawdzania ich lojalności - mówił sędzia Dariusz Zawistowski. - Takie zachowanie trzeba uznać za dziwne - dodał. Z tego powodu sprawa wróciła do ponownego rozpatrzenia (sygn. II CSK 317/12). Izabela Lewandowska