Swego najmłodszego syna, 16-letniego Mariusza, kocha ogromnie i nie umie sobie wyobrazić życia bez niego. Młodzieniec wyczuwa tę słabość i wykorzystuje matczyną miłość. I tak się zaczyna ta smutna opowieść o synu i prostej kobiecie, której matczyna miłość ma moc destrukcyjną. Czy znacie film "Ballada o Januszku"? Kobieta, której mąż zginął w Oświęcimiu, samotnie wychowuje syna. W dzieciństwie pozwala mu na wszystko. Nie reaguje jak trzeba, gdy chłopak ze szkoły przynosi uwagi i złe stopnie. Wierzy w opowieści, którymi dorastający łobuz mydli matczysku oczy, wyciągając pieniądze na: rozrywki, papierosy i alkohol. Ten film mówi o złu, jakie siedzi w człowieku. W najbliższym człowieku. Zofia z realu i filmowa Gienia Zofia, która mieszka na przedmieściach Łukowa, różni się od głównej bohaterki wspomnianego filmu, Gieni Smoliwąs. Zofia samotnie matkuje nieco z przypadku, a nieco z rozsądku. Po rozwodzie i zerwaniu kontaktów z mężem i rodziną (miała już 5 dzieci) Zofii przytrafił się romans. Zaszła w ciążę i urodziła synka. Stał się dla niej skarbem, na który przelewała miłość. Na kolejne małżeństwo nie zdecydowała się jednak, uznając, że mężczyzna, który jest biologicznym ojcem chłopca, na bycie rzeczywistym ojcem nie nadaje się. - To alkoholik, nie interesował się Mariuszkiem, nie sprawdził się, tyle że dziecko ma po nim urodę - oceniła kobieta i sama postanowiła ponosić odpowiedzialność za wychowanie syna. I tu upodobniła się do filmowej bohaterki, Gieni Smoliwąsowej. Darmozjad nie chce pomagać Gienia była sprzątaczką w fabryce i kucharką. Dorabiała, piorąc, prasując i sprzątając u ludzi. Zofia pracowała jako salowa w Domu Pomocy Społecznej. Teraz utrzymuje się z emerytury. Dorabia, wygrzebując z osiedlowych śmietników złom, butelki i makulaturę, które segreguje i sprzedaje w punktach skupu. Żyje skromnie, gospodarnie. Wyremontowała stary dom, który kupiła na raty. Urządziła dla syna pokój, wyposażyła go w meble i komputer. Z części przestronnej sieni zrobiła łazienkę z wanną i prysznicem.