Do tragedii doszło w piątek 12 sierpnia około godziny 11:40 na linii 18 na ulicy Jagiellońskiej przy przystanku Batalionu "Platerówek" w Warszawie. W wypadku uczestniczył tramwaj starego typu jadący w kierunku pętli Żerań FSO. Kilkuletnie dziecko zostało pociągnięte przez tramwaj wzdłuż torowiska. - Wszystko wskazuje na przytrzaśniecie drzwiami. Dziecko nie żyje - przekazał wówczas rzecznik Tramwajów Warszawskich Maciej Dutkiewicz. Rzecznik wskazywał także, że do wypadku doszło w momencie, kiedy dziecko wysiadało z tramwaju razem ze swoją babcią. Początkowo podawano, że zmarłe dziecko to dziewczynka, później przekazano, że ofiara to chłopiec. W komunikatach Tramwajów Warszawskich mowa o pięciolatku, policja zaś informuje o czteroletnim dziecku. Tramwaj był sprawny technicznie Maciej Dutkiewicz pytany był na antenie Polsat News, dlaczego tramwaje starego typu wciąż jeżdżą po Warszawie. - Składy mają około 30 lat, mają wszelkie dopuszczenia techniczne wymagane przepisami. Tramwaje Warszawskie są w trakcie wymieniania tego taboru, ale to proces kosztowny - przekazał rzecznik. Jak dodał, tramwaje takie są wciąż wykorzystywane w wielu różnych miastach, chociażby w Poznaniu czy Krakowie. Policja nie zażądała zabezpieczenia wagonu do dalszych badań - przekazał Dutkiewicz. Jak powiedział, wagon jest sprawny technicznie i spełnia wszystkie wymogi bezpieczeństwa określone w rozporządzeniu. Dopytywany, czy Tramwaje Warszawskie zbadają inne tego typu składy, odpowiedział: - Zrobiliśmy wszystko, żeby sprawdzić stan techniczny tego wagonu, systemy bezpieczeństwa, w tym systemu zabezpieczające przytrzaśnięciu pasażera drzwiami są sprawne, tak jak jest to określone w przepisach. Rzecznik przyznał, że tak jak i prowadzącemu rozmowę Igorowi Sokołowskiemu, trudno mu zrozumieć, jak to się stało, że mimo że systemy są sprawne, nie żyje dziecko. - Motorniczy powinien sprawdzić w lusterku, czy wszystko jest w porządku - przyznał rzecznik. Dopytywany, czy może dojść do sytuacji, że czegoś w lusterkach nie widać, przyznał, że jest to możliwe. Zaznaczył jednocześnie, że chce uniknąć spekulacji, a ustalanie przyczyn wypadku trwa. Motorniczy w złym stanie psychicznym Dutkiewicz wyjaśnił też, jak działa hamulec bezpieczeństwa w tramwaju. - W każdym wagonie - a w tym tramwaju są dwa - znajdują się trzy hamulce bezpieczeństwa. Trzeba za jeden z nich pociągnąć zdecydowanym ruchem, wówczas uruchamiają się dzwonki, tramwaj hamuje również specjalnymi hamulcami szynowymi.Tramwaj, pod którego kołami zginęło dziecko, zahamował w ciągu czterech sekund, na dystansie 28 metrów z prędkości 35 km/h. - Wiemy, że pojazd przejechał kilkaset metrów zanim hamulec został użyty przez pasażerów - dodał.W pojeździe - jak wyjaśnił rzecznik - jest urządzenie, które 24 godziny wstecz rejestruje podstawowe parametry tramwaju, w tym prędkość i dane techniczne związane z napięciem. Dutkiewicz był tez pytany o motorniczego, który prowadził pojazd, gdy doszło do tragedii. - Motorniczy dostał propozycję pomocy psychologicznej i prawnej. Jest w złym stanie psychicznym - przekazał Dutkiewicz. Maszynista doświadczony i trzeźwy, hamulec użyty - Nie wiadomo, jak doszło do tego wypadku. Motorniczy ma za sobą 14 lat pracy. Był trzeźwy - przekazywał wcześniej rzecznik Dutkiewicz. Jak informował, systemy zapobiegające przytrzaśnięciu i ruszeniu tramwaju z otwartymi drzwiami były sprawne, a hamulec bezpieczeństwa został użyty. Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski napisał na Twitterze, że sercem i myślami jest "z rodziną kilkuletniego chłopca, który zginął w wyniku potwornego wypadku z udziałem tramwaju na Pradze-Północ". "Zrobimy wszystko, aby pomóc służbom w wyjaśnieniu przyczyn tragedii" - zapowiedział.